My hair story

09STY2013

DIY maski drożdżowe - szaleństwa panny R.

Witajcie Smile

Jeśli myślicie, że próbowałyście już wszystkiego na swoich włosach, to mogę się założyć, że Was zaskoczę Smile. Swoją drogą ciekawa jestem, czy jest wśród Was jakiś taki ekstremalny ekperymentator jak jaLaughing . Ale przechodząc zgrabnie do tematu dzisiejszego posta, zaznaczyć trzeba, iż od dawna wiadomo, że drożdże na włosy dobre są... Tyle, że większość z amatorek drożdży raczej je używa wewnętrznie... Wiele czytałam o tym niecodziennym rytuale... Trzeba je najpierw zabić (Surprised), żeby nie zrobiły nam krzywdy... Jest to jakaś wiedza tajemna, której nie zgłębiłam z wyboru. Nie jestem w stanie nawet pomyśleć o smaku jaki to może być... Tak więc pozostaje mi jedynie podziwiać odważne kobiety, zdolne do takich poświęceń dla pięknych włosów.

Żeby jednak nie było, że ja do tchórzy się zaliczam, postanowiłam drożdże przetestować zewnętrznie... O tym jak to wyglądało, co mnie przeraziło i jaki był efekt będzie dzisiejszy post Smile.

Zanim owe szaleństwo wcieliłam w czyn, odrobinę poczytałam na ten temat. Okazuje się, że jest to bardzo odżywcza maska na włosy, choć znalazłam jeden głos, który obwieszczał, iż drożdże zewnętrznie działają wysuszająco... Nie potwierdzam, a nawet zaprzeczam, przynajmniej na moich włosach i ciele. Tak więc dość teorii, czas na praktykę Smile.

Co było mi potrzebne:

żłótko,
paczuszka drożdży,
oraz olej (ja użyłam macadamii ) ok 4 łyżki.

Wymieszałam wszystko, zapach drożdży do końca życia będzie mi się kojarzył z bułkami pieczonymi przez moja mamę Smile, więc do tego momentu było git Smile.

Na suche włosy nałożyłam drożdżową maskę. Wyglądało to tak....

Moje przerażenie było spore... Cała maziaja się kleiła, jedynym pocieszeniem było to, że z rąk zmywała się świetnie. Oczami wyobraźni widziałam jak usuwam drożdże z włosów w sposób, jaki usuwa się gumę do żucia, że włosy z płaczem będę musiała ściąć i koniec końców będę musiała przebranżowić bloga, ostrzegając Was wcześniej przed drożdżami... Z delikatnie mówiąc osłabionym entuzjazmem pozawijałam wszystko w folię i zabrałam się za podgrzewanie (jak przy każdej masce). Moja pewność siebie całkiem opadła, gdy mój facet śmiejąc się szyderczo zaczął opowiadać o organizmach, które właśnie rozwijają się na moich włosach... Nie będę Wam opowiadać szczegółów, musicie uwierzyć na słowo, że jak włączyłam suszarkę tak ją wyłączyłam i pomyślałam „o #uźwa faktycznie”Laughing. Nałożyłam czapkę, zawinęłam w turban -niech się dzieje co chce...

Skoro już zaczęłam bawić się drożdżami, postanowiłam użyć ich tak, jak robię to z powodzeniem od lat... Czyli jako maseczkę Smile. Najpierw przygotowałam skórę stosując maseczkę sodową.

Do łyżeczki sody, dodałam kilka kropli wody (dokładny przepis znajdziecie Tu)

I nałożyłam na buzię. Ani więcej, ani mniej dokładnie na 5 min. Ta maska na moją cerę działa świetnie, jednak zanim jej użyjecie to przetestujcie na malutkim kawałeczku i jeśli cokolwiek zacznie Was podrażniać szybko zmyjcie. Prawidowo jest wtedy, gdy w ogóle jej nie czuć. 

Następnie mieszając pół paczuszki drożdży z odrobiną mleka uzyskałam maseczkę na twarz.

Za pomocą pędzelka do podkładu nałożyłam „tynk” na buzię Smile.

Trzymamy do momentu, aż maska stwardnieje i zmywamy cieplutką wodą. Ja tą maskę zawsze znałam jako coś co się poleca na pryszcze. Według mnie jej działanie jest jednak o wiele szersze. Moją skórę wygładza, nadaje sprężystości i matowi. Według mnie jest to jedna z lepszych masek na twarz, które można zrobić samemu, a z drogeryjnymi może konkurować.

Maskę na włosach trzymałam dość dugo, na pewno dłużej niż 2 godziny. Włosy umyły się bez problemu, ku mojej nieogarnionej radości Smile. Dla pewności umyłam je dwa razy.... Po wysuszeniu wyglądały tak:

Maska drożdżowa na pewno je odżywiła i na pewno dobrze obciążyła. Jest to dla mnie ważne, gdyż szukam produktów, które właśnie odrobinę ciężaru nadadzą moim piórkom. Do tego maska nie zmatowiła włosów, jak widać jest subtelny blask Laughing. Moje włosy nie są jeszcze szajning lajka star, dlatego każda iskierka na wagę złota Smile. Jedyny minus (spory niestety) jest taki, że zapach drożdży utrzymywał się do poranka dnia następnego... Tak więc na minus: babranina, zapach i wizja organizmów zjadających nam włosy... A na plus działanie.

Tak maska wpłynęła na moje włosy, każda z nas ma włosy inne i nie wiadomo jak się zachowają, dlatego jest to jedynie z mojej strony forma sprawozdania z szalonych poczynań, a nie zachęcanie do paprania się w drożdżach Smile.

Serdecznie Was pozdrawiam Smile

PS
Być może wkrótce będę miała dla Was niebywałą wiadomość (!!!) Laughing ach musiałam chlapnąć Smile, nie potrafię utrzymywać tajemnic Smile

Roulina Czeszę Się blog - DIY maski drożdżowe - szaleństwa panny R. starszy post nowszy post
comments powered by Disqus

Komentarze Facebooka: