Piętnasta aktualizacja moich włosów oraz podsumowanie.
Witajcie Kochani,
na wstępie mojego posta przekazuję Wam serdeczne życzenia noworoczne, aby rok 2014 był dla każdego z Was wyjątkowym, aby obfitował w rozwój, miłość i dobro. W dalszych słowach zachęcam do zrobienia sobie ulubionego napoju, jeśli chcecie ze mną wytrwać do końca aktualizacji, gdyż minął rok i czas na porządne podsumowanie...
Zanim to jednak nastąpi tradycyjna comiesięczna fotka...
("KLIK" w obrazek, aby powiększyć)
Włosy są tu wyprostowane na okrągłej szczotce i zabezpieczone silikonami (stąd nieco mniejsza objętość). Pozostaję jednak przy wydobywaniu fal - dlaczego zdjęcie jest z prostymi włosami, wyjaśni się pod koniec dzisiejszego posta.
Rok 2013 był dla mnie odkrywczy jeśli chodzi o pielęgnację moich włosów. W marcu dotarło do mnie, że ich natura to delikatne fale
i od tego momentu moja pielęgnacja uległa sporej zmianie... Nie ma sensu się nad tym tematem rozwodzić po raz kolejny, dlatego będąc przy pielęgnacji przedstawię Wam jedynie moich kosmetycznych ulubieńców. W zasadzie są to produkty, których nie zmieniam od bardzo dawna, nie każdemu niestety mogę je polecić – natomiast ja jestem z nich bardzo zadowolona...
Zacznijmy od olejowania włosów...
Od początku istnienia mojego bloga ojelowałam włosy przed każdym myciem. Zazwyczaj robiłam to „na noc”. Oleje, które pasują moim włosom to:
- arganowy,
- rokitnikowy,
- awokado,
- makadamia,
- lniany,
- musztardowy,
- rycynowy (w połączeniu z innym olejkiem),
- ze słodkich migdałów,
- z kiełków pszenicy (faworyt)
- "Sesa" (mimo zawartości kokosowego),
Moje włosy natomiast nie znoszą olejku kokosowego. Zarówno czystego jak i będącego składnikiem danego produktu (wyjątek Sesa).
Tak do niedawna wyglądało olejowanie moich włosów. Aktualnie ich stan na tyle się polepszył, że używam olejków rzadziej niż raz na dwa tygodnie, a czas trzymania na włosach skrócił się z całej nocy do godziny czasem dwóch. Nie używam ich samodzielnie, a w połączeniu z maską. Takie sporadyczne „turbo olejowanie” na ten moment sprawdza się u mnie super
Mycie włosów:
Jeśli chodzi o samą czynność mycia włosów to niepokonany od bardzo, bardzo dawna jest dla mnie szampon „Babydream” dla dzieci:
Moje włosy i skóra głowy kochają go czystą miłością, dlatego używam go najczęściej. Ogromnym (jak dla mnie) osiągnięciem w dziedzinie pielęgnacji włosów jest doprowadzenie ich do stanu, w którym nie plączą się po użyciu owego myjadła... Jest to dla mnie fenomen, gdyż zaczynając z nim przygodę, bez maski „Latte” po myciu musiałabym chyba ściąć włosy – taki kołtun mi robił ten szampon... Aktualnie mogę nie używać ani maski, ani odżywki, a włosy nie są poplątane.
Ten szampon jest delikatny o naturalnym (jak zapewnia producent) pH. Doskonale domywa oleje, sebum, kurz itd. Jednak stosując delikatne szampony zawsze co jakiś czas trzeba użyć silniejszego produktu w celu dokładnego oczyszczenia włosów i skóry głowy. Ja takim szamponem myje głowę co dwa mycia i jest to zazwyczaj „Bambi” z rumiankiem, a ostatnio kupiłam „rzepę” - od Evy Natury. I to na tyle.. Nic nadzwyczajnego
Odżywki i maski...
Tu jest kilka wariantów, gdyż był długi czas gdy stosowałam maskę lub odzywkę przed myciem włosów, następnie włosy myłam i kolejna maska lub odżywka po myciu. Czasem jeszcze coś bez spłukiwania... Taka pielęgnacja długo mi służyła i mimo tego, że mam cienkie włosy nie były przyklapnięte, ani też przetłuszczone – warto zaznaczyć, że ja (z dosłownie kilkoma wyjątkami) nigdy żadnej maski ani odżywki nie kładłam wyżej niż linia mojego ucha przebiega, o skórze głowy nie mówiąc... Na skórę głowy kładę tylko rozcieńczony, naturalny miód – ale to przed myciem. Wracając – Pielęgnacja „na bogato” gościła u mnie długo, aktualnie praktycznie nie używam masek przed myciem (chyba, że z olejem), a i po myciu nie zawsze... Często zdarza mi się umyć włosy szamponem i wgnieść tylko żel lniany ale o tym za moment najpierw moje ulubione maski do włosów i odżywki:
„Latte” - tylko od Serical
„Nivea Long Repair”
„Balea Mango i Aloes”
Oczywiście mam o wiele więcej odzywek i są wśród nich całkiem fajne jak „Natur Vital” czy „Biovax dla blondynek” jednak wspomniane trzy są dla mnie (powiedzmy) niezastąpione i konieczne
Bez spłukiwania:
B/s stosuję, albo stosowałam „Mrs. Potters”, „Joannę”, „rosyjski tonik babuszki”. Jednak jeśli mówić o prawdziwych „mocarzach” to tylko żel lniany...
Żel lniany to obok maski bananowej, natki pietruszki i wszechstronnego zastosowania oleju lnianego jest moim największym blogowym odkryciem... Żel stosuje wydobywając fale ale także kładę go na proste włosy. Jest to jedyny produkt jaki znam, który realnie pogrubia moje włosy. Odżywia, nawilża, kondycjonuje – coś wspaniałego...
Na koniec silikonowe serum:
Ulubione Niestety dostępne tylko w drogerii „DM” - ewentualnie drogą internetową.
Tak wygląda moja pielęgnacja (oczywiście założę się, że coś pominęłam..). Jak widać nie jest wcale droga, nie wymaga wielkiego wkładu pracy, czasu czy umiejętności, a efekty – moim skromnym zdaniem - są bardzo zadowalające...
Tak moje włosy zmieniły się w ciągu tylko roku...
("KLIK" w obrazek, aby powiększyc)
Oczywiście nie chodzi mi o kolor, w każdym razie nie tylko. Chodzi mi o grubość warkocza... Na zdjęciu aktualnym (po prawej stronie) nie używałam żelu lnianego, za to użyłam silikonowe serum termoochronne, gdyż suszyłam włosy suszarką – piszę to po to, aby zauważyć, że jest włosom zabrana objętość...
Mój blog powstał po to, aby motywować mnie jak i inne osoby do pracy nad swoimi włosami. Z ogromu listów, które od Was otrzymałam wynika, że się nawet nieźle spisał. Mam nadzieję, że powyższe porównanie grubości włosów zachęci kolejne osoby do tego, aby przejść na świadomą pielęgnację, gdyż i tak każdy z nas używa produktów kosmetycznych, dlaczego nie robić tego świadomie i z korzyścią dla siebie? Oczywiście produkty, które opisałam w tym poście nie są uniwersalne, ale na blogu znajdziecie wiele informacji, które mogą okazać się przydatne przy zmianie nawyków
Inne korzyści z posiadania zdrowych włosów to bardzo niewielka ilość rozdwojonych końców oraz brak specyficznych białych kropek na włosach, które sugerują, że są one połamane.
Chciałabym dziś podsumować mojego bloga jako całokształt, aby to zrobić nie jestem w stanie omawiać poszczególnych miesięcy, które wyjątkowo dużo wniosły do mojej pielęgnacji, gdyż powstałby zniechęcający każdego tasiemiec - a i tak na pewno takim ten post będzie
Wymienię Wam wobec tego moje HITY, które są z rodzaju „zrób sobie sama”
- sok jabłkowo-naciowy (mega!),
- siemię lniane (O tak!),
- maseczka z sody i pomarańczy do twarzy (nie dla każdego...),
- naturalny antyperspirant (świetna sprawa, aby na moment odpocząć od drogeryjnych),
- maski naturalne z dodatkiem kawy mielonej (wygładzenie włosów),
- maski naturalne z dodatkiem banana (rozjaśnienie włosów),
- maseczka „lifting” do twarzy (działa),
- maseczka z kurkumą do twarzy (też działa),
- płyn dwufazowy do zmywania tuszu z rzęs (aktualnie zmodyfikowany pomysł. Na zwilżony wacik wylewam odrobinę olejku, przecieram oczy – i tyle),
- tonik na bazie zielonej herbaty do twarzy(udany pomocnik),
- serum z witaminą C do twarzy,
- zastosowanie oleju lnianego (głównie wewnętrznie)*.
Na moim blogu znajdziecie duużo więcej pomysłów moich jak i innych osób (wówczas zawsze jest podany link do źródła), te powyższe to te, które są moim zdaniem naprawdę WoW Przepisy, które Wam podaję są zawsze uprzednio przetestowane na mnie, a opisując ich działanie kieruję się własnymi odczuciami, dlatego każdą informację przesiej przez sito swojego rozsądku i indywidualnych uwarunkowań
Tak piszę i piszę zmierzając do tego, aby powiedzieć Wam – Dziękuję To dzięki Wam ta strona hulała i to Wy byliście moją motywacją przy tworzeniu bloga. Dziękuję za masę pozytywnych komentarzy, za bezcenne rady, za konstruktywną krytykę. To wszystko przyczyniło się to tego, że „Czeszę się” przez ostatnie miesiące było częścią mojego i Waszego życia
Nowy rok, nowe wyzwania... . Ponieważ moje włosy są w takiej kondycji, że nie widać na nich większych zmian przy aktualizacjach, a pielęgnacja jest praktycznie taka sama, gdyż już wiem co moim włosom służy – nie widzę powodu, aby eksperymentować... Aktualizacje wobec tego wydają mi się być zbędne i następna pojawi się dopiero wówczas, gdy będzie można odnotować na włosach różnicę.
Nie jest to jedyna zmiana. W wyniku coraz mniejszej ilości mojego wolnego czasu, posty będą pojawiać się dużo rzadziej... Zastanawiałam się nad zamknięciem bloga jednak jest tu wiele cennych informacji, z których ja sama korzystam, a i wiem, że część z Was także to robi. Dlatego strona będzie istnieć – nie wiem jak długo, ale póki co będzie. Na komentarze i maile nadal będę Wam odpowiadać, jednak posty będą się pojawiać tylko wówczas, gdy odkryję coś niebywałego.
Pojawi się także filtr w postaci zatwierdzania przeze mnie komentarzy. Wiem o tym, że takie działanie zmniejsza dynamikę rozmów, niestety jako że nie będę miała „ręki na pulsie” nie mogę pozwolić na komentarze, które obrażają kogokolwiek lub nie wnoszą absolutnie nic..
Mam nadzieję, że rozumiecie moją decyzję.
Kochani pozostaje mi bardzo serdecznie zachęcić Was do walki o zdrowe włosy. Może się wydawać, że dla włosomaniaczki istnieje tylko temat włosów i na takie praktyki może sobie pozwolić tylko osoba, która cały dzień dłubie w nosie Nie będę nikomu udowadniać, że nie jestem wielbłądem, ale nic bardziej mylnego. Jeśli macie chęć to nic nie stoi na przeszkodzie, aby podjąć wyzwanie i cieszyć się zdrowymi włosami.
Jeśli chcecie mieć włosy w dobrej kondycji to według mnie klucz jest w tym, aby nie szkodzić włosom i skórze głowy (szczególnie skórze głowy), aby być delikatnym (nie szarpać, nie stosować intensywnych substancji) i być systematyczną (w piciu soku z natki czy stosowaniu maski). Na moim blogu jest masa pomysłów na odżywianie włosów produktami, które znajdziecie w kuchni, a takie domowe SPA tylko w skrajnych przypadkach trwa pół dnia... A zresztą, jeśli macie możliwość to czemu nie?? W każdym razie zmierzam do tego, aby Was przekonać, że można odbudować włosy bez utraty fortuny, normalnie funkcjonując i ogarniając wszystkie obowiązki.
Na zachętę porównanie moich włosów z początku bloga kontra dziś.
("KLIK" w obrazek, aby powiększyć)
(po lewej stronie na włosy już jakiś czas temu położona henna z ingydo, a po prawej jest powrót do naturalnych włosów)
Oczywiście, że zawsze może być lepiej Jednak kondycja włosów mi odpowiada, kolor też (ciekawa jestem jaki będzie latem), kształt fryzury również może być – ogólnie moim zdaniem jest fajnie Dlatego na najbliższe miesiące przewiduję jedynie kontynuację pielęgnacji, którą znacie na wylot
Włosy w ciągu trwania bloga były regularnie podcinane, a raz skrócone i wyrównane.
Na zakończenie mam dla Was przewidywane zagadnienie na inny post no ale.. Mianowicie moja szczotka Tangle Teezer po prawie dwóch latach intensywnego używania.
Aktualnie pojawiło się wiele podróbek, nic na ich temat nie wiem i poniższe słowa dotyczą tylko oryginału – mój ma bardzo słabo widoczny napis na zewnętrznej stronie szczotki, ale wierzcie mi, że jest.
Po długim okresie stosowania i tak samo intensywnym myciu szczotki igiełki nie uległy zbytniemu odkształceniu,
a ja nie zmieniam zdania wobec tej szczotki. Nawet wydobywając fale na włosach jest niezastąpiona przy rozczesywaniu kołtunów. Jest to spowodowane (chyba) specyficznym zakończeniem igiełek – słabo to na zdjęciu widać ale na ich końcach są takie jakby „główki”.
Igiełki są na tyle elastyczne, że można szczotką wykonywać masaż skóry głowy.
Nadal jestem mega fanką tej szczotki, jedyne co zmieniam odnośnie pierwszej recenzji to to, że od momentu jej napisania, do tej pory tysiąc razy mi wyleciała z ręki Ale co tam...
Na tym kończę Kochani. Dziękuję Wam za czas jaki spędziliśmy razem, jesteście wspaniali i pamiętajcie o tym. Życzę Wam spełnienia w nadchodzącym roku, siły do tego, aby wstawać co rano z łóżka. Oczywistości, które są szczęściem życia czyli miłości i zdrowia. Życzę Wam, abyście siebie lubili.
Dziękuję także koleżankom blogerkom. Ja dość rzadko wchodzę na urodowe blogi (ech), a jeszcze rzadziej zostawiam tam swój komentarz. Dlatego pragnę w tym miejscu serdecznie podziękować każdej blogerce, dzięki której czegoś się nauczyłam (nie tylko urodowej). Kiedyś znajdę czas i napiszę maila do każdej z nich – natomiast dziś dziękuję ogólnie. Polskie blogerki to kobiety, które mają wielką wiedzę i wielką chęć dzielenia się nią. Szanujmy je i doceniajmy ich pracę.
Jeśli podoba Ci się efekt jaki uzyskałam w ciągu półtora roku to pamiętaj, że skoro mogłam ja to możesz i TY A jeśli Ci się nie podoba to nic nie stoi na przeszkodzie, aby Twoje włosy pozostały takimi jakie są. W końcu to Twoje włosy i to Tobie muszą się podobać – nie ma czegoś takiego jak uniwersalne piękno (na szczęście..), a włosy to tylko włosy i do wszystkiego dobrze jest mieć zdrowy dystans.
Na tym kończę moi Drodzy. Trzymajcie się ciepło i niech moc będzie z Wami.
_______________________
* Przepisy na blogu