Podsumowanie roku 2014, moja pielęgnacja oraz aktualizacja. Część I
Cześć Kochani,
zbliża się wielkimi krokami Nowy Rok, a wraz z nim u większości osób pojawiają się nachalne myśli podsumowujące zeszłoroczne dokonania oraz ambitne plany na rok 2015... póki jednak zacznę rozmyślać o noworocznych planach na poważnie, proponuję posumowanie mojej pielęgnacji – nieco z przymrużeniem oka...
Zacznę od tego, że wszystko się zmienia... Im więcej się uczymy, tym więcej wiemy. Im większe zdobywamy doświadczenie, tym mniej błędów popełniamy – świadoma pielęgnacja również takimi prawami się rządzi. Dlatego w roku 2014 nowości nie ma dużo... Po kilku latach obserwacji moich włosów wiem już czego szukam i gdzie to znajdę, dzięki temu praktycznie nie popełniam zakupowych porażek – są też minusy takiej sytuacji mianowicie mniej rzeczy testuję... Zanim przejdę do pierwszych „Ochów i Achów” zeszłego (już prawie) roku podaję wam link do podsumowania roku 2012 i 2013 - zapraszam serdecznie, znajdziecie tam moich ulubieńców, o których dziś nie będę się powtarzać, jednak nadal każdy produkt tam opisany uważam za fantastyczny... produkt czy recepturę...
Ok no to jedziemy
Na pierwszy strzał pójdą olejki do włosów, które obok masek stanowią podstawę mojej pielęgnacji włosów. Olej i maska to dla mnie dwa uzupełniające się produkty, a nie zastępujące... Jest bardzo ważne, aby pielęgnacja opierała się na różnych elementach, które mają różne działanie po to, aby złączyły się w spójną całość dającą optymalne efekty – ale to wiecie .
W 2014 moim ulubionym olejkiem był z kiełków pszenicy...
jest idealny do rodzaju moich włosów jak i do koloru. Nigdy nie miałam problemu, aby go zmyć ani żeby zauważyć jego działanie Jednym słowem ulubieniec.
Nie wyobrażam sobie pielęgnacji włosów bez używania masek... Jestem bardzo zadowolona z efektu jaki uzyskuję na moich włosach używając masek hmmm z niskiej (?) {średniej (?)} półki cenowej... Dlatego takich używam, zależy mi na składzie bardziej niż na marce i choć oczywiście nie jestem chemikiem i odnośnie składu mogę się skrajnie mylić lubię kiedy maska pewne rzeczy ma, a pewnych nie ma. A jeśli nie jest przy tym droga to tylko na plus, gdyż mam inne - ważniejsze nieco wydatki. Taka jest moja filozofia i dzięki niej odkryłam dwie ulubione maski mijającego roku
Pierwszą jest „BingoSpa arganowa kuracja”
a drugą „Kanechom”
Obie sprawdzają się u mnie lepiej niż dobrze... są wydajne i dają świetne rezultaty ale o tym już pisałam.
Od początku blogowania po drodze mi było z szamponem „Babydream”, bardzo go lubię i nadal działa na moje włosy super ale lubię tez różnorodność i dlatego „BD” jest zawsze w moim domu razem z innym szamponem, który zwykle zmieniam po zużyciu i raczej do niego nie wracam. Ostatnio jednak odkryłam szampon „Isana Med Urea” i okazuje się, że może konkurować z moim ulubionym „smerfem”.
Kupiłam już kolejne opakowanie i ciągle uważam, że jest lepszy niż większość szamponów, których używałam, a nawet nie umiem sobie przypomnieć od którego mógł być gorszy....
Równocześnie odkryłam „substytut olejowania” czyli "Isana Professional oil Care"
O moim zachwycie nad nią możecie przeczytać TU, dziś napiszę tylko, że jest to chyba moje największe odkrycie włosowe roku 2014. Uwielbiam jej działanie.
Jeśli chodzi o płukanki to moje preferencje nie zmieniły się i siemię lniane, lipa czy płukanki zakwaszające nadal są dla mnie istotnym elementem jednak biorąc pod uwagę walory kolorystyczne to zdecydowanie warto wspomnieć o płukance z rumianku rzymskiego
oraz bławatkowej.
Dylematem naturalnej blondynki bywa odcień włosów szczególnie w połowie i końcem zimy... staje się on wówczas o wiele ciemniejszy. Zwykły rumianek sprawia, że moje włosy są żółte . Coś tam może i rozjaśni ale efekt i tak jest brzydki... Rumianek rzymski rozjaśnia moje włosy podobnie jak miód tylko szybciej... Jeśli kogoś interesuje dokładniejsza relacja znajdzie ją pod linkiem, nad zdjęciem dłoni. Pamiętajcie tylko, że czy to chemicznie, czy naturalnie włosy zawsze rozjaśniają się w ciepłe tony...
Dlatego płukanka z bławatka pięknie i delikatnie ochładza moje włosy – nie jest ona co prawda odkryciem roku 2014 ale warto było o niej wspomnieć jako przeciwieństwo rumiankowej Bo różna kolorystyka przecież w sercu gra... Raz zimna, raz cieplejsza...
2014 rok sprawił mi bardzo milą niespodziankę i moja skromna osoba (po raz drugi ) znalazła się w gazecie...
Było to dla mnie bardzo miłe wyróżnienie
Stworzyłam też własny przepis na naturalny dezodorant – a raczej zmodyfikowałam go tak, że ani nie tłuści ubrań, ani nie podrażnia... a działa świetnie Polecam
Skoro nieco odeszłam od tematyki włosowej to powiem wam jak wyleczyłam swoją cerę, z którą już mimo, że dawno temu przeszłam okres dojrzewania, wciąż miałam kłopot... Moja buzia to temat na długi post, dlatego najkrócej jak się da powiem tylko, że problemem była cera „niedoskonała” - brzmi dziwnie... Chodzi mi o to, że nigdy nie miałam problemu z pryszczami czy zaskórniakami na tyle, żeby stało się to czymś w rodzaju kompleksu... Niespodzianki się zdarzały, a cera była zwykle taka hmmm nierówna... Przy czym każdy produkt, który użyłam (prawie każdy) pogarszał jej stan. Tak to sobie trwało... Ja czegoś użyłam, to coś sprawiło, że cera się zezłościła, odstawienie, odczekanie i próba z innym produktem... Niby nie było źle ale nie było też dobrze – postanowiłam, że raz na zawsze pozbędę się tego problemu i skracając całą historię weszłam w świat kwasów...
Nie będę wam dziś opisywać poniższych produktów, informacji w necie jest masa. Jeśli macie problem z cerą i próbowaliście już wielu rzeczy to może warto zainteresować się:
Jest to tubka produktu, który jest bardzo wydajny.
Na mojej buzi nie odczułam najmniejszego dyskomfortu – dla mnie produkt delikatny i skuteczny.
Skład:
Drugi kwasowy ulubieniec to:
Również w tubce, nieco mniej wydajny za to dla mnie ma dużo bardziej intensywne działanie. Aplikując „Acne-derm” faktycznie czułam ciepło i lekkie pieczenie/swędzenie na policzkach.
Skład:
(KLIK w obrazek, aby powiekszyć)
do tej pory zużyłam dwie tubki „Effaclar” i chyba ze 3 „Acne” i moja cera jest nie do poznania... Oczywiście nadal coś i tam wyskoczy – ale jest to jakby inna inszość. Z innego źródła problemu i nie rozwija się... Warto jeszcze wspomnieć, że u mnie kwasy zawodowo poradziły sobie z zatkanymi porami – ale nie jest to niestety regułą u wszystkich.
Te dwa produkty -choć nie włosowe- zrewolucjonizowały nie tylko mój rok 2014... Zdecydowani ulubieńcy.
Zima to dobry czas na stosowanie kwasów, natomiast tak czy siak zawsze przy tego typu kuracji warto stosować filtr. Ja używam:
Nie robił mi krzywdy jeszcze przed kwasowa kuracją więc polecam cerom, które łatwo ulegają zanieczyszczeniom.
PS
Po kwasowej kuracji wachlarz kosmetykow jakie toleruje moja cera ogromnie się zwiększył....
Bardzo ważne!
Zanim zaczniesz kurację kwasami zbierz jak najwięcej informacji. Nie poleca się kwasów kobietom w ciąży i karmiącym.
W 2014 roku nie pojawił się na blogu żaden produkt sponsorowany. Taki stan nie jest przypadkowym i do odwołania się nie zmieni. Wszystkie moje współprace znajdziecie w etykietach w zakładce „współpraca” - są trzy. Nie jestem przeciwniczką takich „transakcji” ale sama często omijam tego typu wpisy, dlatego jakis czas temu postanowiłam, że nie będę z nich korzystać...
Kochani to już ponad 1400 słów, a ja jeszcze nie zbliżyłam się do końca... Nie będę jednak się nad wami pastwić i podzielę ten post na 2 części. Zapraszam was jutro, wpadnijcie pomiędzy malowaniem paznokci a kręceniem włosów – będzie już stricte włosowo, choć parę „dziwaków” kosmetycznych też się znajdzie...
Do jutra..