DIY Jak szybko uszyć letnią spódniczkę??
Witajcie Kochani,
lato, lato – lato czeka, razem z latem czeka rzeka... A skoro mowa o wakacjach to może zaciekawi Was propozycja uszycia szybkiej jak błyskawica spódniczki. Proponuję Wam dziś najprostszą kiecusię, która w takie ciepłe dni jest idealnym rozwiązaniem i dobrą alternatywą dla krótkich spodenek.
Bardzo lubię bawełniane miniówki. Kiedy o nich myślę przed oczami mam swoją ulubioną – właściwie „midówke” po sięgała do kolan... Ulubiona – w piękne indyjskie wzory – śliczna... Niestety także bardzo -jak się okazało nomen omen w praniu- delikatna. W wyniku lenistwa i braku wiedzy odnośnie sposobu jej czyszczenia, wrzuciłam pochopnie do pralki i tak skończyła się moja wielka miłość – pozostało zranione serce, wyblakłe kolory i pustka w duszy. Tak wiem, mam bardzo emocjonalny stosunek do odzieży... Od tego tragicznego wydarzenia minęło już parę lat i w mojej szafie pojawiły się inne bawełniane spódniczki, jednak żadne nie dorówna nigdy tamtej... Prawdopodobnie. Mamy więc co mamy i na podstawie tego stworzymy coś nowego.
Inspiracja jest taka: zwykła spódniczka z sieciówki” Atmosphere”
Nie zrobiłam zdjęcia początku mojej pracy, olśniło mnie dopiero w trakcie – dlatego w tym miejscu posiłkuję się inną bawełnianą koszulką jednak o identycznym fasonie.
Podszywamy brzegi tak, aby móc w tunel wciągnąć gumkę,
odmierzamy obwód naszej talii i ciut więcej (tak żeby było na supełek) obcinamy długości naszej gumki. Wciągamy w stworzony wcześniej tunel i gotowe.
Tak robimy jeśli może się spódniczka marszczyć i ma być na pasie. Jeśli chcemy, aby była biodrówką to używamy szerokiej gumy i przyszywamy to niej materiał – dzięki temu nic nie będzie się marszczyć. Prezentuje to poniższa spódniczka w paski.
Nie mam nic, absolutnie nic wspólnego z modą, dlatego pozwolę sobie dziś na powieszenie stylizacji.
Spódniczkę fioletową widzę tak: w zestawieniu prostej, białej koszulki, nieoczywistymi sandałami i koralikami.
A pasiasta tak:
Przy okazji jeśli miałyście baleriny z H&M-u i jak u 90% użytkowniczek baleriny te Was obcierają, dobrze jest zawinąć w szmatkę obcierającą końcówkę buta (tam gdzie nachodzi na piętę), wziąć młotek do ręki i przywalić porządnie szwom. Tak „rozbity” but przestaje obcierać od razu..
To tyle szycia – raz dwa i mamy spódniczkę. A u mnie pojawiła się nowa książka. Będąc w „Żabce” po kolejnego „Dr Peppera” na półce „za dychę” zauważyłam „Jedz, módl się i kochaj” Elizabeth Gilbert. Wstyd się przyznać, że ten światowej sławy bestseller dopiero teraz trafił w moje ręce, ale lepiej późno niż później, a prawdopodobnie nic nie dzieje się bez przyczyny...
Jestem więc od paru dni myślami we Włoszech i zajadam się razem z główną bohaterką serem, makaronem, lodami i czekoladą
(wczoraj nawet zrobiłam TEN obiad, ale z kawałkami kurczaka z rożna i roztopiłam mozzarellę – wyszło bosko! Czułam się jakbym naprawdę siedziała przy kraciastym obrusie w samym sercu Italii, potem czytałam na balkonie, gdzie świeciło wspaniałe polsko-włoskie słońce... Muszę Wam to wszystko kiedyś opowiedzieć..)
oraz trzymam ją w myślach za rękę gdy opowiada mi o najgorszych momentach w jej życiu – już zapewne się domyślacie, że zżyłam się z Liz... Oglądałam film, który na podstawie książki nakręcono, ale film jak to film... Jedyne wyższe emocje wytargał ze mnie grający w nim Javier Bardem i mimo wszystko nie doskoczyły one do wysokości jaką osiągnęły już po przeczytaniu pierwszej strony książki– ale tak jest zawsze, gdy mamy książkę vs film...
A propos filmu – wiem, że żyjemy w czasach kiedy na film się nie czeka, a telewizji nie ogląda jednak – jutro będzie leciał „Pamiętnik”... Kolejna obowiązkowa lektura, z tą różnicą, że już sam film targa mną jak tornado strachem na wróble... Na samą myśl już mam łzy w oczach – niezwykła opowieść, niezwykła gra aktorska o niezwykle zwykłym życiu – jest to jeden z moich ukochanych filmów, jeśli ktoś nie widział, a czuje świat sercem – gorąco polecam. Przepiękny film.
To tyle na dziś, rozstaję się z Wami w lekko melancholijnym nastroju, życząc Wam miłego popołudnia.
Pa pa