Najnowsza aktualizacja moich włosów oraz podsumowanie drugiego roku blogowania...
Witajcie,
minęły dwa lata jak jeden dzień – chciałoby się napisać, ale byłaby to nieprawda. Ostatnie dwa lata były dla mnie okresem zmian (w zasadzie jak każde „dwa lata” wcześniej – mam wrażenie...), obfitowały w rozwój osobisty, rozszerzenie zainteresowań, dokształcanie umiejętności, kolejne przebranżowienia oraz to co dla mnie najważniejsze - każdy dzień uczył mnie czegoś nowego w roli mojego życia jaką jest bycie mamą najcudowniejszego Skarba pod słońcem. We włosach także się trochę działo - macie ochotę na garść wspomnień i mam nadzieję szczyptę motywacji? Jeśli tak to zapraszam...
Bardzo lubię pisać podsumowania wówczas widać to, czego nie dostrzega się na co dzień. Nie znam nikogo, kto przedkłada wygląd swoich włosów ponad obowiązki dnia codziennego i ja także do takich osób nie należę – po co więc zawracanie głowy i cała ta pielęgnacją? Właśnie po to by móc „korzystać z życia” nie zawracając sobie głowy włosami. Pewnie brzmi to dla Was abstrakcyjnie i sprzecznie jednak zrozumie mnie ten, dla kogo włosy są ważne ale daleko im do ideału... Zanim zaczęłam przykładać się do pielęgnacji włosów, moje zainteresowanie nimi wcale nie było mniejsze niż w dniu dzisiejszym. Odkąd pamiętam zwracałam uwagę na czuprynę, nie tyle swoją (bo byłam wiecznie niezadowolona) co innych osób. Lubiłam podziwiać piękne, grube, długie, proste, kręcone, blond, czarne, rude czy brązowe włosy – tak już po prostu mam. Co ciekawe bardzo długo nie umiałam rozpoznać „niezdrowych” włosów. Może się to wydawać dziwne, ale odróżniania włosów nawilżonych od przesuszonych musiałam się nauczyć. Najwidoczniej nigdy nie był to dla mnie temat wart rozmyśleń. Wracając – dlaczego zdrowe włosy ułatwiają życie? Dlatego, że pierwszy raz do lat nie muszę myśleć nad ich upięciem bo już nie straszą swoim wyglądem, gdy są rozpuszczone. Nic złego również się nie stanie jeśli przy „pielęgnacji” użyję samego szamponu oraz ich upięcie trwa krócej, gdyż nie trzeba nic kamuflować... Oczywiście nie „uzdrowiłam” włosów z dnia na dzień używając tylko szamponu – jednak powtórzę to co często piszę na swojej stronie – skoro i tak pielęgnujemy włosy to czemu nie robić tego w sposób, który im służy?
Chciałabym napisać w tym zestawieniu jak najwięcej, a jednocześnie się nie powtarzać no i Was nie nudzić... Nie jest to łatwe. Zacznijmy od powtórki – henna z indygo. Moją blogową historię otworzyła właśnie ta mieszanka, jednak wizualnie to nie była moja „bieda z nędzą” - była ona kilka miesięcy wcześniej, kiedy farbowałam włosy na blond, a ich końce kruszyły się szpecąc fryzurę okrutnie... Włosy przy nasadzie przetłuszczały się za szybko, a kolor żółknął – wyglądało to naprawdę źle.
Oczywiście nie każda kobieta, która farbuje włosy na blond jest skazana na taki obraz w lustrze. Niemniej jeśli włosy są farbowane jasnymi odcieniami muszą być odpowiednio pielęgnowane, a jeśli się tego nie umie to (chcąc akceptować swoją fryzurę) trzeba się najzwyczajniej w świecie nauczyć. W takim duchu powstał mój blog. Miało być lekko, miło i przyjemnie, a moja strona miała być miejscem, gdzie inne kobiety utrudzone prozą życia znajdą trochę relaksu i humoru. Humor jednak nie zawsze padał na podatny grunt. Co z perspektywy czasu jest dla mnie dość zabawne.
Jak wiecie pisałam dużo i bardzo systematycznie – jednak wraz z poprawą kondycji włosów motywacja do eksperymentowania spadła. Nie lubię wymyślać tematów do postów, wolę gdy powstają spontanicznie dziękuję przy okazji, że i tak tu zaglądacie.
Po tak ekstremalnie długim wstępie zapraszam na podsumowanie i aktualizację
Ostatnio na blogu sprawdzałam włosy w maju... A przed samymi wakacjami wyglądały tak:
Czarna gumka wskazuje „pas” - czyli długość „widmo”.
W tym roku w czasie wakacji mogliśmy cieszyć się pięknym słońcem więc i kolor zrobił się nieco jaśniejszy:
Tak wiem - odpadł mi jeden włos... ale jaki gruby!
Blond włosy mają to do siebie, że w ciągu roku mocno zmieniają swój kolor i tak z nadejściem jesieni moje włosy również nabrały bardziej jesiennych barw. W tym miesiącu prezentują się więc tak - w zestawieniu z ostatnią aktualizacją:
(KLIK w obrazek, aby powiększyc)
Kondycja moich włosów doszła do (w moim mniemaniu) niezłej dokładnie rok temu i od tego czasu niewiele już się zmieniło. Podejrzewam, że jeśli chodzi o blask, grubość i porowatość osiągnęłam wszystko czym obdarzyła mnie Matka Natura – oczywiście pozostaje jeszcze ścięcie wszystkich włosów, które pamiętają czas rozjaśniania, jednak nie ma żadnej różnicy w dotyku (są gładkie na całej długości) nie znajduję również (od czasu zmiany szczotki) rozdwojonych końcówek oraz blask jest po ostatni centymetr – nie widzę więc powodu, aby to robić. Odpowiada mi tak jak jest.
Zagęszczenie włosów w tym roku nie jest już tak spektakularne jak w zeszłym. Nie ma cudów – genów nie oszukam. Mimo to, ja widzę większy blask i lepszą elastyczność.
(KLIK w obrazek, aby powiększyc)
W skład warkocza nie wchodzi jeszcze grzywka - warto nadmienić. Ponadto pojedyncze włosy są o wiele grubsze niż choćby po hennie.
Po lewej warkocz sprzed roku, a po prawej aktualnie.
Dla lepszego efektu przypomnę jak to było jeszcze wcześniej
(KLIK w obrazek, aby powiększyc)
Porównaliśmy włosy "aktualne z ostatnia aktualizacją", a tak zmieniły się w ciągu całego roku:
(KLIK w obrazek, aby powiększyc)
Jak widać nie ma spektakularnej zmiany. Ja jednak zdobyłam to o co walczyłam najbardziej. Wstyd, ale to nie blask i kondycja były dla mnie priorytetem, a powrót do naturalnego koloru włosów jaki pamiętałam z czasów przed farbowaniem, a który myślałam, że bezpowrotnie już utraciłam. Co prawda są jeszcze sporo ciemniejsze ale taki kolor już mnie satysfakcjonuje, a nawet myślę, że jest aktualnie dla mnie bardziej odpowiedni.
Podczas ostatniego rocznego podsumowania sporządziłam zestawienie jak moje włosy się zmieniały – co może być przydatne dla osób, które dążą do polepszenia kondycji swoich włosów oraz plan w punktach zawierający moje „chciejstwa” dotyczące oczekiwań po kolejnym roku świadomej pielęgnacji – z sześciu udało mi się osiągnąć trzy. To i tak bardzo fajnie bo jak się okazuje postawiłam sobie plany na których realizację nie mialam wpływu.
Na zakończenie dodam, że aż do tegorocznych wakacji podcinałam włosy częściej niż raz w miesiącu, aktualnie mogę to robić już rzadziej – jupi
Tak sobie jeszcze pomyślałam, ponieważ nie jestem ortodoksem i przy pielęgnacji włosów używam suszarki, silikonów, pianek, lokówki i prostownicy (rzadko bo rzadko ale skłamałabym mówiąc, że tego nie robię) warto umieścić zdjęcie takie „czyste”. Bez wcześniejszego olejowania, bez odżywki, maski i zabezpieczeń. Wysuszone naturalnie, potraktowane tylko szamponem oczyszczającym tak, aby pokazać ich wygląd bez produktów które go retuszują. Na surowo
I wyszło to tak (włosy są jeszcze mokre ale było światło naturalne...):
Gdy były już całkiem suche to światło naturalne dawno się skończyło...
Już na samiutki koniec bez zbędnego pitolenia włosy aktualne oraz te, gdy rozpoczynałam przygodę z „Czeszę się”:
(KLIK w obrazek, aby powiększyc)
Lubię to zestawienie
W ostatnich słowach muszę powiedzieć, że to nie włosy sprawiają, że jesteśmy piękne, nie długość, nie blask, nie to czy są naturalne czy farbowane, kręcone czy proste – nie ma się o co kłócić, przedstawiać swoje "wyższe" racje. Gusta są rożne – zawsze były i zawsze będą indywidualne, a tak na prawdę to uśmiech i nasza osobowość sprawia jak odbierają nas ludzie czy pięknie, czy wręcz odwrotnie i po raz kolejny napiszę, że trzeba wiedzieć, iż nie istnieje osoba, która odpowiadałaby każdemu. To tak całkiem poza tematem, gdyż zadziwia mnie to jak kobiety potrafią między sobą rozmawiać i niestety się poniżać w kontekście tak prozaicznym i indywidualnym jak pielęgnacja włosów. Nie, nie u mnie – przeczytałam kiedyś taką „rozmowę” i jestem w szoku po dziś dzień. Świata nie naprawimy ale chciałam na to zwrócić uwagę.
Kochani moi Czytelnicy, bardzo Wam dziękuję za to, że odwiedzacie mojego bloga, że ze mną korespondujecie, za Wasze wsparcie, Wasz humor i za ciekawe rozmowy. Mimo tego, że posty pojawiać się będą nadal dość rzadko, a tematy mogą odbiegać od "stricte włosowych" (ale to nic nowego) – zapraszam serdecznie i czujcie się jak u siebie w domu.
___________
Ściskam serdecznie i wszystkiego co najlepsze!