Recenzje

10MAJ2013

Roulina pierwszy raz w "DM-ie"

Cześć Dziewczyny,

już od dawna wiele z Was rekomenduje mi to w mailu, to w komentarzu produkty dostępne w sieci drogerii „DM”. Od samego początku byłam nastawiona do nich pozytywnie i tylko czekałam na okazję kiedy będę mogła na własnej skórze wypróbować oferowane produkty. Gdy tylko takowa się nadarzyła, z radością poczłapałam do owego „DM-u”. Już na wstępie moje oczy doznały szoku, gdyż nie jest to drogeria przypominająca  „Rossmanna”, „Naturę” czy „Drogerie Polskie” w których zazwyczaj zaopatruję się kosmetyczno/pielęgnacyjnieSmile.

Drogerie (bo byłam jak na razie w dwóch) „DM” są ogromne, niebywale przestrzenne co dla kobiety poruszającej się z wózkiem jest szalenie ważne.

Ostatnio, gdy kupowałam córce buty, chciałam wpisać gratulacje do jakiejś książki podziękowań (gdybym tylko takową znalazła) dla niewielkiego sklepu obuwniczego za to, że miał cudownie duże odstępy między regałami i bez problemu mogłam sobie przejechać... Tak rzadko się z tym spotykam, że naprawdę miałam wielką ochotę podejść do ekspedientki i jej podziękować, wyściskać i ukochać mocnoLaughing. Zazwyczaj próbuję się przeciskać między regałami i np. rozłożonymi kartonami mleka na środku, które skutecznie uniemożliwiają mi przejazd, ku (mogłoby się wydawać) uciesze pań sprzedawczyń... Przepraszam za dygresję, ale przecież już mnie znacieSmile. Dobra. Wracając do „DM-u” przede wszystkim przestrzeń, zaraz po niej mnogość produktów. Jedynym sposobem na uzyskanie pełnej satysfakcji dla mnie byłoby zamknięcie mnie w owej drogerii na tydzień, abym spokojnie mogła przeanalizować składy interesujących mnie produktów i kupić perełeczki. Nie zdarzyło się tak jednak, ale i tak po pierwszych zakupach byłam tak szczęśliwa jak można być robiąc jeszcze tylko jedną rzecz – zdecydowanie moją pierwszą myślą po wyjściu ze sklepu było „Oh Yeah!Laughing”.

Nie będę Wam pisać, że kupiłam to, to czy to. Oferta „DM” jest naprawdę ogromna i każda z Was na pewno znajdzie tam dla siebie odpowiednie produkty. Będę Wam pisać o tym, co mnie się bardzo spodobało w ramach ściągi, która być może komuś się przyda – ja osobiście w ten sposób szukałam interesujących mnie kosmetyków.

Na pierwszy ogień szampon „Sante” Kur Shampoo Family Bio-Gingko & Oliwe

Mój faworyt wśród delikatnych szamponów. Według mnie ma świetny skład, stworzony do codziennego mycia włosów.

Water, Sodium Coco Sulfate, Lauryl Glucoside, Coco Glucoside, Inulin, Aloe Barbadensis Leaf Juice, Citric Acid, Betaine, Maris Sal (SeaSalt), Glyceryl Oleinian, PCA Glyceryl Oleate, Ginkgo Biloba Leaf Extract, Olea Europaea (Olive ) Fruit Oil, Arginine, Glicerin, Potassium Sorbate, Phytic Acid, Parfum (Essential Oils), PCA Ethyl Cocoyl Arginate.

W roli konserwantu sorbinian potasu.

Pozwolę sobie -na wakacjach- na nieanalizowanie składu, ale trzeba zauważyć, że ma delikatne i bardzo delikatne składniki myjące, posiada sok z aloesu, cenne olejki, ekstrakty, nie ma sodium chloride, silnych konserwantów, o innych niemile widzianych składnikach nie wspominając -skład jak dla mnie na 5.

Produkt jest bardzo wydajny, dobrze się pieni, ładnie pachnie (trochę jak "Latte" Serical), miło się go używa. Jak każdy delikatny szampon, z którym się spotkałam lekko przesusza włosy, dlatego tradycyjnie niezbędna jest maska/odżywka na włosy. Taki duet sprawuje się świetnie. Szampon doskonale domywa oleje.

Szampon "Sante" posiada dwa certyfikaty BDHI i NATRUE.

Drugi produkt, który dziś Wam przedstawię to olejek pod prysznic. Jak stwierdziła moja przyjaciółka: "kto raz spróbuje olejku pod prysznic nie zamieni go na nic innego” i ja się pod tym podpisuję już od bardzo dawna. Choć wiem, że wiele z Was nie lubi tego rodzaju myjadła. W „DM-ie” znalazłam olejek, który jest -wydaje mi się -odpowiednikiem dostępnej w Polsce „Isany”.

Ponownie pozwólcie, że oleję skład, natomiast co je różni na pierwszy rzut hm nosa, to zapach. Ten olejek pod prysznic:

ma bardzo trudną do zaakceptowania kompozycję zapachową, która jednak nie utrzymuje się (przynajmniej na mojej) skórze i jest dostępny w rossmanie, w bardzo przystępnej cenie. Jednak ilu ma zwolenników tylu ma też przeciwników, głównie ze względu właśnie na zapach.

Olejek pod prysznic „Balea” też nie pachnie fiołkami, ale mnie nie przeszkadza wcale i miło mi się z niego korzysta. Bardzo lubię gdy wodnista postać olejku po przetarciu dłonią staje się aksamitną, delikatna pianka. Obydwa olejki identycznie rozprowadzają się po skórze – ten z „Isany” jedynie nieco mocniej przesusza moją skórę na buzi – co ustępuje natychmiast po zaaplikowaniu kremu. Ten produkt oceniam na 4- albo mocne 3+. Warto, ale na pewno nie za ostatnie pieniądze Laughing.

Dramatycznie skraca mi się czas w jakim mogę do Was pisać, dlatego muszę kończyć, ale w miarę możliwości będę opowiadać dalej bo koszyk był trochę ciężki, a portfel dużo chudszy, gdy opuszczałam drogerię „DM”. Na zakończenie wspomnę jeszcze, że niestety w Polsce nie mamy dostępu do tej sieci drogerii, najbliższe z nich znajdziemy w Czechach i w Niemczech oraz produkty sygnowane marką "DM" możemy kupić korzystając z dobrodziejstwa zwanego "internetem"Smile.

Tymczasem trzymajcie się ciepło i do napisania Smile

Roulina Czeszę Się blog - Roulina pierwszy raz w starszy post nowszy post
comments powered by Disqus

Komentarze Facebooka: