Szczotka do włosów "Khaja" model "Helena"
Witajcie,
wygląda na to, że moje posty pojawiają się raz na miesiąc albo rzadziej... Nie jest to spowodowane moim zaniedbaniem, a chronicznym brakiem czasu. Na karcie pamięci czekają zdjęcia, tekst układa się w głowie, a nie ma kiedy siąść i złożyć wszystko do przysłowiowej kupy. Dziś mam dla Was artykuł – recenzję – tekst po prostu o szczotce... Ale nie o byle jakiej...
O tym poście myślałam od wielu tygodni bo mimo tego, że przykładam się do pielęgnacji i nie stosuję przypadkowych produktów, moje końcowki wciąż się rozdwajały. Na początku zwalałam winę na fakt, że pamiętają one jeszcze czasy farbowania – więc miały prawo się buntować. Potem rozpoczęło się lato więc myślałam, że są przesuszone – zniszczenia jednak były spore, mimo systematycznego podcinania ich co kilka tygodni. Przypomniało mi się, że czytałam kiedyś o problemach dziewczyn, które używały szczotki Tangle Teezer i pomyślałam, że być może tu jest źródło mojego problemu...
Od kiedy mam swoją ulubiona szczotkę „TT” praktycznie nie używam żadnej innej – nigdy wcześniej również nie szczotkowałam moich włosów tak często... Postanowiłam więc po obcięciu zniszczonych partii włosów odstawić mój 'plastik' i zobaczyć co się stanie.
Od lat chodziła za mną piękna szczotka firmy „Khaja”, koniecznie „zabejcowana” i z jasnym włosiem. Na rynku jest masa producentów oferujących drewniane szczotki z naturalnym włosiem ale moim zdaniem ten konkretny model (Helena) i w tej konkretnej kolorystyce jest nie do pobicia – ta albo żadna. W związku z tym, że moje tłumaczenie „przecież mam bardzo dobrą szczotkę” przestało być aktualne, stałam się szczęśliwą posiadaczką „bejcowanej Helenki”.
Zanim jednak to nastąpiło przyznam, że testowałam naturalne włosie używając szczotki okrągłej – która oczywiście nie nadaje się do czesania ale można sprawdzić jak włosy reagują na naturalną szczecinę. Obawiałam się elektryzowania, które przez ostatnie lata udało mi się praktycznie wyeliminować, a na które wiele dziewczyn narzekało.
Czesząc włosy okrągłą szczotką elektryzowały się na potęgę, ale że byłam już nakręcona na „Khaję” to postanowiłam zaryzykować...
Kupiłam moje „czesadło” na stronie producenta, przesyłka szla tydzień, jednak gdzieś już czytałam, że tyle trzeba czekać więc nie było to dla mnie najmniejszym problemem.
Pierwsza myśl po otwarciu listu to zdziwienie, że szczotka jest tak bardzo lekka – każdy mój grzebień jest od niej cięższy. Jest więc przeznaczona do długich rytuałów dopieszczania włosów i skóry głowy – pomyślałam. Świetnie leży w dłoni – było to dla mnie tym bardziej zauważalne, gdyż byłam przyzwyczajona do specyficznego kształtu „TT”. Ma prostą, klasyczna formę – tylko drewno i szczecina, bez domieszek innego tworzywa, bez poduszki pneumatycznej, gumy na rękojeści – prosta forma. Love it.
Czekając na przesyłkę muszę przyznać, nie chciało mi się wierzyć, że tak delikatne włosie może dobrze rozczesywać moje włosy, albo w ogóle rozczesywać – w najgorszym wypadku miałabym po prostu coś do „głaskania” już rozczesanych włosów – czyli tez "piknie".
Jednak pierwsze czesanie zrobiło na mnie duże wrażenie. Szczotka faktycznie radziła sobie z moimi włosami zawodowo. Ku mojemu zdziwieniu nie puszyła ich ani też nie elektryzowała. Czesząc włosy do góry nogami - czyli z głowa pochyloną, zyskuję dużą objętość włosów. Szczotka przepięknie wygładza moje włosy, wizualnie ich kondycja ulega metamorfozie – widzą to osoby z mojego otoczenia. Co jest dla mnie dużym zaskoczeniem bo na moich włosach zmiany zauważają tylko osoby, które się na włosach znają – a tu proszę Przyznam się, że nie zebrałam tylu komplementów odnośnie włosów od początku pisania bloga, ile otrzymałam po zmianie szczotki...
Bywają narzekania na takie szczotki z powodu utrudnionego sposobu czyszczenia – również się tego obawiałam, gdyż „TT” przyzwyczaiła mnie do wygody – szuru buru pędzelek, piana, zmycie i schnie... Przy szczotce z włosia dzika od „Khaji' również okazuje się to proste... Najpierw grzebieniem wyczesuję ze szczotki moje włosy, a następnie – także pędzelkiem - czyszczę drewno przy szczecinie. Rzędy włosia są na tyle od siebie oddalone, że nie sprawia to najmniejszego problemu. Kiedyś miałam szczotkę mieszaną: dzik + syntetyczne włosie i mycie tej szczotki zniechęciło mnie do jej używania – koszmar. Dlatego tak doceniam łatwość dbania o higienę u „Helenki”.
Zmiany jakie zauważyłam na włosach są kolosalne... Wiadomo, że szczotka nie jest w stanie zregenerować włosów czy nawilżyć, jednak przy odpowiedniej pielęgnacji dobra szczotka jest niesłychanie pomocna. Na moich włosach już od kilku tygodni nie znalazłam ani jednej rozdwojonej końcówki. Końce również przestały się hmmm jak to ująć? Łamać...? Miały tendencje do wyginania się w „L” i tak zakrzywione sobie rosły – również ten problem (a był długoletni) został wyeliminowany. Włosy nabrały witalności, są bardziej satynowe, przyjemne w dotyku i o dziwo mniej się plączą.
Co w takim razie teraz będzie z Tangle Teezer? Ano nadal jest świetną szczotką ale nie używam już jej na wyłączność, a ściślej mówiąc robię to sporadycznie. Nadaje się świetnie do delikatnego masażu skóry głowy – dzięki niemu usuwany jest martwy naskórek, krążenie jest pobudzone, a mieszki się dotleniają (pod warunkiem, że robimy to bardzo lekko inaczej można zadrapać skalp) dzięki czemu podobno włosy rosną szybciej. TT używam także, aby rozplątać ewentualny kołtun, z którym „Helcia” sobie nie radzi oraz dwa razy w tygodniu przeczeszę nią włosy po całości gdyż lubię to robić. Natomiast "Helena" jest u mnie w użyciu kilka razy w ciągu dnia i (warto nadmienić, że) nie wplywa na szybsze przetluszczanie się włosów.
Do końca nie wiem czy powodem rozdwojonych końcówek była faktycznie szczotka, choć wszystko na to wskazuje. Wydaje mi się jednak, że TT na zdrowych i mocnych włosach nie zrobi spustoszenia – problem zaczynać się może przy częstym używaniu szczotki, przez dlugi czas na cienkich końcówkach... Taka jest moja teoria ile w tym prawdy nie wiem, wiem, że włosy się rozdwajały, teraz się nie rozdwajają, a zmieniłam szczotkę.
Ostatnia rzecz odnośnie szczotki z naturalnego włosia, którą chciałabym poruszyć to złe nawyki. Szczotkując włosy z głową opuszczoną, zaginałam plastikową szczotkę tak, aby zęby dokładnie przeczesywały mi włosy. Zauważyłam, że robię to samo czesząc się „Khają” i włosie zaczyna wyginać się tak, jak przy "zjechanej" szczoteczce do zębów. Oczywiście po jednorazowym przeczesaniu włosie naprostujemy i nie ma śladu, natomiast stosując takie praktyki regularnie szczecina w szczotce na pewno się zniszczy – warto o tym wiedzieć.
To tyle na dziś – tak jak wspomniałam na początku, mam kilka postów „prawie” przygotowanych. Prawie bo „tylko” muszę zrzucić fotki, napisać tekst, skleić wszystko i odpalić... Tak więc, a nuż się uda coś jeszcze w sierpniu naskrobać...
PS
Może zauwazyliście - od pewnego czasu na stronie, po prawej stronie jest baner, który pomaga zebrać pieniądze na kosztowną terapię dla małej Zuzi, która dzielnie walczy z nowotworem złosliwym... Kliknij w baner po więcej informacji i pomóż na ile możesz.
Ściskam serdecznie i do napisania!