My hair story

30GRU2012

Czas na podsumowanie 2012 roku :)

Witajcie!!
Kochane kończy się rok, a wraz z nim odchodzą do przeszłości jeszcze niedawno żywe sytuacje i zdarzenia. Pewnie dla każdej z Was ten rok zapisał się inaczej. Dla mnie był on najszczęśliwszym ze wszystkich jakie do tej pory przeżyłam, a najważniejszym momentem była chwila, gdy pierwszy raz dotknęłam moje dziecko... Ten rok to nieogarnione pokłady miłości, które z każdą sekundą rosną do kwadratu. To wdzięczność i duma. Wyjątkowy rok...

Jednak jak uczy nas większość wielkich religii świata musi być równowaga i obok najcudowniejszych chwil przeżywałam również tragedie i wiele łez się polało nie tylko z moich oczu... Rok pełen zmian.

Nadchodzi nowe. Nowe nadzieje, nowe szanse, z odwagą trzeba patrzeć w przyszłość i sięgać tam gdzie wzrok nie sięga Smile.
Trudno o lepszy moment na podsumowanie. Mam ochotę popłynąć przez zawiłe meandry bujanych nocy i opowiedzieć Wam o moich przeprowadzkach, o najdziwniejszych zbiegach okoliczności i o chwili kiedy z powrotem wbiłam się we własne dżinsy Smile, ale przecież na wszystko nie starczy czasu, więc ograniczę się do włosów Laughing.

Z początkiem roku 2012 rozpoczęła się moja walka o zdrowe włosy. Przed porodem miałam piękną cerę i fajne (rozjaśniane blond) włosy, zaznajamiałam się z olejowaniem i delikatną pielęgnacją. Jednak po porodzie moje włosy zgłupiały (cera też nie była za mądra..). O ile zaraz po farbowaniu kolor był niezły, jasny i równy, to dwa tygodnie po wyglądało to tak...


Kolor żółkł, włosy już całkiem się zmatowiły, katastrofa... W czasie ciąży zdobywałam wiedzę odnośnie pielęgnacji włosów i po porodzie postanowiłam jej w końcu użyć... I tak używam do dziś... Jest o niebo lepiej,

większość osób, z którymi mam bezpośredni kontakt widzi różnicę, więc sobie nie uroiłam Laughing. Niestety ceną w moim przypadku okazał się kolor, nie umiałam z taką rzetelnością dbać o włosy, po czym machnąć je rozjaśniaczem ( mam na myśli farbę blond – typowego rozjaśniacza nigdy nie używałam, no raz- ale to się nazywało pasta dekoloryzująca i było bez amoniaku). Tak więc włosy zostały przyciemnione na czas regeneracji – nie wiem, czy wrócę do blondu. Nie mówię ani tak, ani nie. Jednak teraz bardzo rzuca mi się w oczy sztuczność tego koloru i na pewno dobranie odpowiedniego odcienia, aby tej sztuczności nie było widać jest sztuką... A mnie póki co odpowiada mój trudny do określenia kolor Smile.

Rok ten obfitował w nowe rytuały i produkty z serii (zapożyczając określenie) KWC (czyli Wizażowe Kosmetyki Wszech Czasów) i postaram się je dla Was zebrać w kupę.
Rytuały to:
1.Olejowanie (!!!)
2.Maski Hand Made
3.Bardzo delikatne mycie włosów i skóry głowy (zaprzestanie tarcia ręcznikiem)
4.Odżywianie od wewnątrz (dużo wody i sok z natki pietruszki)
5.Podcinanie końcówek, gdy tylko zauważę pogorszenie ich stanu (o mojej metodzie pisałam tu)


Produkty do włosów, które kocham znajdziecie bez trudu na moim blogu, tu wypiszę te, bez których nie umiem już funkcjonować:
1.Olej awokado
2.Odżywka/wcierka „Jantar”
3.Szampon Baby Dream niebieski (nie używam przy każdym myciu, ale muszę go mieć razem z szamponem zawierającym SLS)



Odkrycia:
1.Naturalny dezodorant (!!) Powoli kończy mi się ten, który przygotowałam i na pewno zaraz zrobię następny, uwielbiam go.
2.Maski z sody na twarz.
3.Krem Bielenda „Ogórek i Limonka”
4.Peeling kawowy – ale to nie odkrycie tego roku...
5.Wazelina na skórki wokół paznokcia podczas malowania
6.Siemię lniane na włosy
7.Kawa, a w zasadzie fusy na włosy i skórę głowy
8.Olej Lniany i Kokosowy jako balsam do ciała i mazidło na podrażnienia, rany.
9.Mydło Aleppo
10.„Henna” na rzęsy

I to chyba będzie na tyle... W nadchodzącym roku, mam nadzieję wypróbować nowe, może jeszcze lepsze wynalazki. Będę polować na maski nieco inne niż te proteinowe, gdyż odkryłam czego chcę od moich włosów i nie jest to lekkość Laughing. Czyli w nowym roku nie tylko dbamy o kondycję, ale pielęgnujemy włosy tak, aby otrzymać wymarzony efekt Smile. Mam też nadzieję, że uda mi się je wyhodować do pasa Smile. W przyszłym roku również będziemy szyć i tworzyć Smile.

Minął 28 grudnia, a to oznacza koniec tego eksperymentu.



Moje wnioski:
1.Przez cały okres picia pietruchy nie miałam nawet kataru – za wyjątkiem tego świństwa, które mnie dopadło w święta, ale muszę być w porządku i się przyznać, że ostatnio zapominałam ją pić.
2.Włosów nowych dużo.
3.Włosy są mocniejsze, ważne jednak jest to, że nie wpłynęła na porost włosów na całym ciele uf Sealed
4.To co mi się podoba najbardziej to to, że po wypiciu jest mega energia.
5.I największa niespodzianka. Nie wiem, czy to na pewno dzięki pietruszce, ale cellulitu redukcja znaczna Laughing. Znaczna to mało powiedziane...

Podsumowując moją akcję, kocham pietruszkę i nie zamienię na żaden inny sok!! Głęboko w sercu mam nawyk jej picia Smile. Polecam każdej z Was !! Postarajcie się jedynie pić ten napój regularnie, jeśli chcecie mieć dobre efekty Smile.


Ściskam i miłego szykowania się na szampańską noc Smile.  Ja w tym roku spędzę Sylwestra z dwójką... Jedynka może się kimnie około 19, a ja z dwójką ...ech co Wam będę gadać... Tongue Out  No chyba, że będzie wielki powrót grypy, to wtedy wszyscy pójdziemy kimać o 19...

Udanej niedzieli, spacerujcie jeśli tylko możecie, my jesteśmy ciągle niewolnikami grypy   Frown

Roulina Czeszę Się blog - Czas na podsumowanie 2012 roku :) starszy post nowszy post
comments powered by Disqus

Komentarze Facebooka: