Jak pielęgnować włosy latem??
Witajcie mój Kochani,
zmienia się pora roku, a co za tym idzie zmieniają się potrzeby naszych włosów i skóry głowy. Mimo, że temperatura nas w tym roku nie rozpieszcza i aura jest wyjątkowo rozkapryszona -ostatnio mój balkon był calutki w gradowych kulkach wielkości m&m-sów... Chcąc nie chcąc chłody, wiatry i grady muszą ustąpić upałom, które mam nadzieję wcześniej czy później się zjawią .
Moje włosy zamanifestowały swoje odmienne potrzeby praktycznie automatycznie po pierwszych (mocno przerywanych deszczem) ciepłych dniach.
Zapewne wiecie, że lubię pielęgnację włosów na bogato. Przynajmniej według mnie jest to na bogato, porównując ją z pielęgnacją z czasów przed „włosomaniactwem”. Jestem pewna, że znajdą się osoby, które uznają ją jednak za całkiem ubogą. Czym się moja pielęgnacja „na bogato” zatem przejawia?
W ciągu całego roku przed każdym myciem włosów olejuję je rozmaitymi olejami w ilości sporej. Na większości mądrych blogach dotyczących pielęgnacji włosów, możecie przeczytać, że jest to podstawowy błąd początkującej włosomaniaczki. Ja do optymalnej ilości wcieranego we włosy oleju doszłam nie po miesiącu, a po przeszło 1,5 roku jego systematycznego stosowania w różnych kombinacjach. Dlatego jestem ogromną zwolenniczką tego, aby obserwować swoje włosy i dostosowywać pielęgnację do ich potrzeb. W moim przypadku olejowanie większą ilością oleju, który bardzo lubią moje włosy czyli np. arganowym, awokado, z kiełków pszenicy czy któryś z indyjskich, daje najlepsze rezultaty. Generalnie w sieci poleca się maksymalnie łyżkę stołową oleju na długie włosy (umownie przyjmijmy, że długie to ok okolic zapięcia stanika..), na moje włosy zużywam ok 3 takich łyżek. Jest to jednak moja metoda i zanim ktoś powie, że niemożliwe, aby po takiej ilości oleju włosy nie były oklapnięte przypomną, że każdy ma inne włosy i trzeba szukać swojej metody – jeśli jest to kropelka to dobrze jeśli dzbanek oleju to też dobrze – jeśli włosy dzięki temu są zdrowe i ładne.
Ostatnimi czasy do rytuału olejowania dodaję odrobinkę maski o dobrym składzie tak żeby oleje i substancje nawilżające działały razem, a czasem jeszcze -zanim to wszystko- psikam włosy mgiełką hand made.
Po myciu włosów maska. Tak wygląda moja rutyna w ciągu roku -jednak lato rządzi się innymi regułami niż cały rok...
Po tak niezwykle długim wstępie czas na temat właściwy.
Moja pielęgnacja włosów latem
Wraz z rosnącą temperaturą maleje ilość produktów, które nakładam na włosy. Latem im mniej tym lepiej. Zarówno jeśli chodzi o warstwy ubrań jak i o ilość kosmetyków używanych do codziennej pielęgnacji. Nie powinno się z nich oczywiście całkowicie rezygnować. Chyba, że nie jest Wam straszna taka „miotła” zamiast włosów po wakacjach .
Tak więc nie rezygnuję z olejowania, robię to tak samo często jak zawsze, jednak nakładam 1/3 ilości specyfiku niż zwykle. Także go wzbogacam.
W przypływie euforycznego wydobywania fal z moich włosów jakiś czas olejowałam je nie rozczesując a ugniatając. Jednak z czasem kiedy entuzjazm nieco opadł, szczególnie - przez trudną reanimację fal dnia następnego, powróciłam do starego, ale dobrego sposobu rozczesywania oleju na włosach.
Jakiś czas olejowałam włosy rozczesując je za pomocą szczotki z włosiem dzika, jednak taka szczotka jest bardzo trudna do wyczyszczenia z olejków. Należy uważać, aby nie zamoczyć drewnianej rączki jednocześnie dokładnie czyścić włosie docierając do trudno dostępnych miejsc. O wiele lepiej pod tym kątem u mnie sprawuje się „Tangle Teezer” i nią już od dłuższego czasu czeszę naolejowane włosy.
Ponieważ jedną taką szczotkę mam i również włosy po myciu nią czeszę, niezwykle ważne jest utrzymanie jej w czystości, zatem mycie po każdym użyciu, aby nie obciążyć świeżo umytych włosów.
Nie pamiętam już na jakim blogu znalazłam pomysł mycia „TT” za pomocą pędzelka do nakładania farby.
Dostępnego w każdej drogerii za mniej niż 3zł. Odkąd mam ”TT” myję ją tylko w ten sposób – bardzo chętnie w tym miejscu podziękowałabym autorce, od której „wyhaczyłam” ten sposób, ale niestety nie pamiętam kim ona była... Niemniej dziękuje, sposób jest dla mnie jedyny .
Jak czyścimy ??
Trzeba wylać na szczotkę odrobinę szamponu, potrzeć pędzlem, dokładnie wymyć i spłukać .
Wracając do pielęgnacji. Mycie myciem nic się nie zmienia (raz "SLS" dwa, trzy lub cztery "bez SLS").
Odżywka/maska. Moje włosy są na tyle w dobrym stanie, że nawet kiedy nic na nie po myciu nie nałożę nadal są gładkie i łatwe do rozczesania (oczywiście nie po "Babydream" niebieskim), dlatego co któreś mycie sobie pozwalam nie nakładać po umyciu włosów nic.
Kiedy nakładam latem maskę, to mniej i nie na tak długo jak zwykle - 45 min wystarczy w zupełności, jeśli jest upał to 10 min. Taka maska jest świetnym pomysłem po dniu spędzonym w towarzystwie promieni słonecznych. Nie trzeba chyba nikomu przypominać o konieczności umycia włosów jeśli miały kontakt ze słoną wodą .
Kolejny etap odżywka po myciu. Na czas lata używam tylko kropelki-dwóch olejku arganowo-migdałowego,
wgniatam w same końcówki -odżywki nie używam (latem).
Kiedy wychodzę na świeże powietrze dłużej niż na 15 min – czyli każdego dnia – wgniatam we włosy silikonowe serum. Aktualnie używam i bardzo lubię nic innego jak „Baleę” Oczywiście.
Nie bez powodu jednak. Na czas lata rezygnuję z „Metody CG” i używam silikonów, aby zabezpieczyć narażone -najbardziej na zniszczenia- końce włosów.
W tym celu pomaga mi „Balea Professional After Sun Haarol”
Jej skład wygląda tak:
CYCLOPENTASILOXANE, CYCLOTETRASILOXANE, HELIANTHUS ANNUUS HYBRID OIL, DIMETHICONOL, DICAPRYLYL ETHER, ETHYLHEXYL SALICYLATE, PARFUM, SIMMONDSIA CHINENSIS SEED OIL, BUTYL METHOXYDIBENZOYLMETHANE, CARICA PAPAYA SEED OIL, ETHYLHEXYL TRIAZONE, HELIANTHUS ANNUUS SEED OIL, BENZYL ALCOHOL, BENZYL SALICYLATE, COUMARIN, ALPHA-ISOMETHYL IONONE, CI 40800
Na początku dwa silikony, które w wypadku tego typu produktu są wskazane. Oba silikony są substancjami lotnymi co oznacza, że po pewnym czasie same ulotnią się z włosa. Dalej olej z pestek słonecznika (hybryda), alkohol należący do grupy polisiloksanów -pełniący rolę emolientu. Następny jest rozpuszczalnik, filtr, dość wysoko zapach, Kolejny składnik to olejek z pestek jojoby, bezpieczny (mimo groźnie wyglądającej nazwy ) filtr, olej z pestek papai, jeszcze jeden filtr, ponownie olej z pestek słonecznika tym razem nie hybrydowy, no i pierwszy konserwant -niestety silny, jeszcze jeden filtr, no i mamy zapachy -pierwszy silny, drugi średni i na końcu pigment.
Skład jest według mnie w sam raz na słońce – nie wiem czemu producent z nazwy zachęca do stosowania go po pobycie na słońcu, choć to też dobry pomysł bo ma dużo dobroci w składzie.
Moim zdaniem fajny silikonowy olejek, który - odpowiednio dawkowany – nie obciąża włosów. Nawet latem.
Ja używam akurat tego, ale w drogeriach jest mnóstwo produktów tzw "after sun". Koniecznie jednak zwróćcie uwagę na to, czy w składzie nie ma alkoholu denat. W przeciwnym wypadku słońce+(słona woda)+alkohol denat.=miotła.
To tyle jeśli chodzi o zmiany jakie zachodzą i będą zachodziły na mojej głowie w wyniku nadchodzącej pory roku. W czerwcu, lipcu i sierpniu stawiam na minimalizm, choć jak w każdym szaleństwie jest metoda, tak i w tym od czasu do czasu trzeba solidnie nawilżyć włosy, gdyż latem niewiarygodnie mogą się przesuszyć... Radziłabym jednak skupić się na tym, aby włosy napoić w pierwszej kolejności, a dopiero w drugiej nakarmić. Czyli częściej humektanty (jeśli nie będzie lało ) i emolienty, rzadziej (choć także) proteiny. Dzięki temu nie będą obciążone.
Tak sobie myślałam, ze zawsze pokazuję Wam moje włosy w warunkach „mieszkalnych”, a kolor włosów w świetle słonecznym jest przecież często całkiem inny. Dlatego dziś zawieszę fotki, abyście mogli zobaczyć ich naturę w blasku słońca... heh Dla porówniania - nie żeby to kogoś ciekawiło.
Tu są z okolic marca-kwietnia... Nie pamiętam dokładnie, ale był to jeden z pierwszych solidnie słonecznych dni po zimie, a ja chciałam „obadać” moje rudości „pohennowe” w naturalnym świetle . Jak widac po minie - rudości zaistniały .
Drugie zdjęcie jest z maja. Słońca akurat trochę brakło, ale jest „kolor na powietrzu” .
Przy okazji - jeśli ktoś byłby ciekawy drogerii „DM”, a jeszcze nie miał okazji jej „zdobyć” to znalazłam -może niezbyt piękną fotkę, ale oddającą mniej więcej to, co miałam na myśli pisząc, że „DM” ma superanckie przestrzenie między regałami... Nie dajcie się zwieść pozorom – tak wygląda moja wielka radość, oczywiście przy regale z mazidłami do włosów... To był jeden „DM” z dwóch jakie odwiedziłam i ten był tym mniejszym....
Na zakończenie pragnę się z Wami jeszcze podzielić informacją, że tak oto niniejszym zużyłam moją pierwszą własnoręczną przyprawę, o której pisałam TU. Dziś robiłam kolejną, gdyż już nie wyobrażam sobie bez niej kuchni. Dodałam nieco więcej soli, więcej czosnku i więcej cebulki -wyszła mniamniuśna.
Oczywiście mój słoiczek jest zwyczajny, ten jest inną formą słowa „dziękuję” for someone special .
Dziękuję Wam Kochani za cierpliwość i życzę dużo słońca oraz nawilżonych włosów tego lata. Może ktoś zauważył, że moje posty pojawiają się z mniejszą częstotliwością jak kiedyś – jest to spowodowane prozą życia. Wierzę, że zrozumiecie.
Buziaki i niech słońce będzie z Wami.