Seria "Twój post" (11) "Urodowe DIY" pomysłu Marty, czyli "Zimowa maska emolientowa" oraz pomysł na rozcieńczanie szamponu.
Witajcie Kochani,
dziś pod posta podciągnę propozycję Marty, która w ramach konkursu napisała do mnie tak:
„Witaj Roulino
Jako pomysł na posta proponuję ranking domowych sposobów na poprawę urody, niekoniecznie tylko dotyczących włosów. Takie "urodowe DIY"
Pozdrawiam serdecznie!
Marta"
Również pozdrawiam W ramach urodowego DIY na włosy proponuję dziś "zimową maskę emolientową". Z kolei spis innych moich propozycji na urodowe DIY znadziecie TU , a więc maska...
O tym, że olej lniany jest super zdrowy myślę, że nikogo nie trzeba przekonywać, jak większość z nas wie, ma on jednak dość krótką datę przydatności do spożycia i dziś Wam napiszę co robię z olejem lnianym, gdy owa data minie, a ja nie zdążę go wypić...
Olej lniany mam w lodówce w zasadzie cały czas od bardzo dawna – oczywiście nie jedną i tą samą butelkę Z racji tego, że wyjątkowo nie odpowiada mi jego zapach, jest wręcz dla mnie odpychający na kilometr albo dwa, mam problem z wypiciem go przed upływem daty ważności.. Dzięki uprzejmości Ivai Q mam sposób na to, aby pić olej lniany każdego poranka. Mianowicie łączę go z sokiem pomarańczowym (2 łyżeczki oleju i pół szklanki – a czasem więcej – soku), pijąc nie oddycham (czyli nie wącham) i po wypiciu natychmiast wycieram usta chusteczką. Najgorsza jest końcówka, ale da się przeżyć. Po wypiciu takiej mikstury piję jeszcze trochę samego soku, żeby zapomnieć... Jest to najlepszy sposób jaki praktykowałam i polecam spróbować. Zanim jednak się o nim dowiedziałam, piłam olej jak się do tego zmusiłam, najczęściej z jogurtem. Było to jednak na tyle niesystematycznie, że olej, który akurat miał datę ważności tylko miesiąc po otwarciu (zazwyczaj mają trzy) został mi nie zmieniając zapachu ani konsystencji po upływie tej daty– w związku z czym postanowiłam go wykorzystać na włosach A jakże!
Jak pamiętacie lub nie, od jakiegoś czasu nie olejuję cyklicznie włosów, dlatego dzisiejsza maska jest dla mnie doskonałym uzupełnieniem pielęgnacji. Wykonuję ją raz w tygodniu.
Co jest nam potrzebne:
Baza czyli odżywka lub maska, która najintensywniej wpływa na Wasze włosy (w moim przypadku jest to „Nivea Long Reapair”)
Wypełniacz czyli maska/odżywka, która się nie spisała i trzeba ją po prostu zużyć (w moim przypadku jest to „Kallos Silk”)
„Rozpieszczacz” czyli to co Wasze włosy kochają (w moim przypadku jest to żel lniany, ale równie dobrze może to być nafta, witaminy, miód albo wszystko razem)
Gwiazda – olej lniany (może to być także inny olej)
Czym ta maska się różni od innych, które pokazywałam Wam na blogu z zawartością oleju? – ilością oleju. Przy tej masce zamiast odrobiny dodaję go ok 20 - 30ml.
Maziaja jest dzięki temu bardzo bogatą maską w moim ulubionym kolorze, jeśli chodzi o produkty do włosów...
Jest super gęsta i apetyczna jak miodek Kubusia Puchatka. Świetnie się nią pokrywa włosy.
Maskę nakładam na suche włosy, zawarta w produktach woda w zupełności wystarczy. Nic nie spływa i nie babrze się naokoło. Następnie folia i turban... Maskę trzymam na włosach około godziny, czasem dwóch – w zależności ile mam akurat czasu. Następnie myję włosy i to wszystko... Maska jest na tyle ciężka, że po myciu nie trzeba już nic nakładać. Przynajmniej w przypadku tak cienkich i delikatnych włosów jak moje. Jeśli ktoś ma problem z przetłuszczającymi się włosami to zawsze można umyć głowę dwa razy pod rząd.
Rezultat
Po takiej turbo masce włosy są fantastycznie nawilżone – od nasady po końcówki. Nie są obciążone (jeśli dokładnie zmyjemy maskę) ale są dociążone. Fajnie się układają, błyszczą – sprawiają wrażenie dużo zdrowszych. Regularne stosowanie takiej maski na pewno wpłynie na to, że nie będzie to tylko wrażenie Generalnie ja jestem na tak, a moje włosy aktualnie wolą taką formę olejowania.
Będąc przy temacie mycia głowy, mam dla Was jeszcze jeden pomysł. Mianowicie moja mama jakiś czas temu farbowała włosy produktem, który posiadał w zestawie pompkę... Po należytym użyciu akcesoriów mamusia moja pomyślała, że na pewno przyda mi się do czegoś owa pompeczka i rzeczywiście. Jeśli będziecie miały okazję, to koniecznie wypróbujcie patent na rozcieńczanie szamponu właśnie przy użyciu takiej pompki... Są różne produkty, które zużywając pozostawiają po sobie właśnie taki plastik... Żele do mycia twarzy, do higieny intymnej, do mycia ciała, farby i pewnie wiele innych. Po dokładnym umyciu (nazwijmy to) naczyń, mamy super (nazwijmy to) naczynia do rozcieńczania szamponów.
O konieczności rozcieńczania szamponów czasem piszą nawet ich producenci na etykiecie, ja staram się robić to zawsze, jednak nie lubię tzw „metody kubeczkowej”. Dlatego dla mnie pomysł z pompka jest odkrywczy. Uwielbiam aplikować delikatnie spieniony szampon i to bez uprzedniego rozcieńczania bezpośrednio przed myciem i bawienia się z całym tym kramem. Powstała pianka jest delikatna i mycie włosów jest jeszcze większą przyjemnością. Można oczywiście rozcieńczyć szampon także w zwykłej buteleczce, ale wówczas jest zimny i rzadki. Pianka zdecydowanie wygrywa
Moja córeczka także strasznie lubi myć się taką pianką, polecam wszystkim mamom dla uprzyjemnienia kąpieli swoim pociechom. Pamiętając o bardzo dokładnym wymyciu pojemnika z pompką - ale o tym mamom wspominac nie trzeba
Tyle na dziś – życzę Wam owocnych przygotowań do Świąt, zorganizowania i zachowania spokoju stojąc w niekończącej się kolejce do kasy A autorką kolejnego tematu z serii będzie Ala08
PS
Aaa zapomniałabym Słuchajcie! Ktoś nas jednak słucha Jakiś czas temu ubolewałam nad faktem, że nie ma u nas w mieście drogerii „HEBE” i co się okazuje?! Wczoraj było otwarcie Jak tylko znajdę czas to postaram się tam wpaść i zdać Wam relację – podejrzewam jednak, że stanie się to dopiero po nowym roku, no ale ważne, że jest
BIG kiss i życzę śniegu!