Seria "Twój Post" (4) "Podkład idealny - twarz idealna - moje doświadczenia." - Elunia
Witajcie Kochani,
dziś mam dla Was kolejny temat z serii „Twój Post”. Tematyka dzisiejsza skojarzyła mi się z cytatem „Nie będzie padać wiecznie” z filmu „Kruk” przesłanego mi lata temu przez znajomego, gdyż był podpisany „nie na temat - ale fajny”.
Tak jak powyższe słowa zostały ze mną, stając się moim hasłem przewodnim zaraz obok, tego, że „najciemniej jest zawsze przed świtem”, tak i temat dzisiejszy - mimo że nie jestem w nim ekspertką - jest mi bardzo bliski i z radością o nim napiszę, a mowa będzie o podkładzie do twarzy.
Elunia napisała do mnie tak:
"Podkład idealny - twarz idealna - moje doświadczenia. - Chciałabym przeczytać na Twoim blogu o tym, jaki podkład byłby idealny, jak Ty dobrałaś ten właściwy dla swojej twarzy, na co zwracać uwagę przy zakupie, aby podkład nie zrobił krzywdy"
W zasadzie moja szczera odpowiedź powinna brzmieć: „Nie znam – nie mam – poszukiwania długoletnie..” Jednak blog jest po to, aby coś wnosić i dlatego pomyślimy co z tym fantem zrobić...
Zacznijmy od punktu pierwszego: „Podkład Idealny”
Co ja rozumiem pod tym pojęciem? Dla mnie jest to kosmetyk, który przede wszystkim nie szkodzi mojej skórze twarzy. Na pierwszym miejscu jest to, czy dany produkt nie zapycha, nie powoduje zmian, nie wysusza itd... Kolejną istotną dla mnie rzeczą jest to, aby produkt rozprowadzał się łatwo i przede wszystkim równo. Nie wyobrażam sobie nosić „maski” na buzi. Ważne jest też, aby matowił skórę i był jak najmniej widoczny, ale jednocześnie, aby trochę krył.
Punkt drugi: "Twarz idealna”
To według mnie taka, która nie potrzebuje podkładu. Dlatego używając podkładu dążymy do tego, aby go nie było widać... Po drodze likwidując to wszystko, dlaczego go używamy.
Do pojęcia "twarzy idealnej" dodam jeszcze – wyspana.
Punkt trzeci „Moje doświadczenia” (zróbcie sobie kawę....)
Od czego zacząć... Może od tego, że podkład w moim życiu jest jak śmierć i podatki – obowiązkowy. W zasadzie końcem podstawówki już zaczęłam go używać (czyli mając jakieś 14 – 15 lat), wiem, że dla większości może się wydawać, że „hej to już stara d... byłaś!” - ale według mnie jest to bardzo wcześnie.
Podkłady się zmieniały były tańsze, droższe, drogie i profesjonalne – rozmaite. Jednak pielęgnacja skóry twarzy zawsze taka sama, czyli silny środek czyszczący, jakiś tonik „lekarski” na alkoholu, zero kremu i wieczny problem, że moja cera nie jest doskonała. Na szczęście nie miałam większych problemów z pryszczami, jednak podejrzewam, że gdybym pielęgnowała skórę inaczej mogłabym nie mieć ich wcale. Tak więc nie ma co się rozczulać, jeśli ktoś jest zainteresowany pielęgnacją buzi i szuka jakichś „niusów”, to moja historia znajduje się TU.
Wracając do podkładu, w liceum testowałam różne kosmetyki tego typu, wiele z nich podkradałam mojej siostrze, opanowując do perfekcji to działanie, aby zostało niezauważonym... Już moim - niepodkradanym - ulubieńcem był „Cashmere Perfect Loreal", wtedy wszystko od "Loreal" było "moim ulubionym" – dziś wiem, że firma testuje swoje produkty na zwierzętach z czym się nie zgadzam i jej unikam. Jednak trzeba przyznać, że produkty mają bardzo dobre – przynajmniej moim zdaniem. Tak więc i ten podkład zaliczam do udanych. Z biegiem lat używałam niezliczonej ilości podkładów, żaden jednak nie został ze mną tak długo i pamiętliwie jak "Cashmere".
Ostatnim moim zakupem jest podkład od "Bourjois 123" odcień N 52 Vanilla (jak tytuł piosenki Tori Amos, który bardzo lubię) i jestem z niego bardzo zadowolona.
Znalazłam go tak jak szukam zawsze podkładów – lokalizując w internecie dziewczyny z podobnym typem skóry i podobnymi problemami i stostuję na sobie to, co im się sprawdziło. Wydawałoby się, że gdzie tu jest "świadoma pielęgnacja" – nie ma. To fakt. Ale nie mam na tyle wiedzy w tym temacie, aby umieć dobrać sobie podkład po składnikach... Zanim jednak go kupiłam - sprawdziłam i na pewno nie jest piękny bo ma glikol, sól, PEGi i aluminium, ale patrząc ogólnie to ma niewiele substancji inwazyjnych, a w zasadzie tylko to aluminium (tylko..).
(KLIK w zdjęcie, aby powiększyć)
Nie wiem czy polecam czy nie taki podkład, gdyż opinie na jego temat są różne. Jedne są pochlebne innym wychodzi pomarańcza, albo mocno ciemnieje... Produkt jest dość drogi, ale bywa na promocji i po promocyjnej cenie myślę, że warto spróbować – ja go lubię.
Mogę Wam za to z czystym sumieniem polecić pędzel do nakładania podkładu "Hakuro H50S" - jest to mniejsza wersja "H50" – moja buzia jest mała, to wystarczy wersja "Small" .
Uwielbiam pędzle "Hakuro" choć mam tylko dwa. Są solidne, dobrze leżą w dłoni, świetnie działają no i ta nazwa "Hakuro" – brzmi dobrze
.
Pędzel do podkładu jest ścięty płasko:
Pokład „Bourjouis 123” ma pompkę, która ogranicza do maksimum kontakt bakterii z produktem, a używając pędzla (higienicznie) kontynuujemy to ograniczenie.
Pierwszym zakupionym przeze mnie pędzlem do podkładu był „E.L.F. Professional Foundation Brush”
Jednak używany w ten sposób nie zdał egzaminu za to genialnie nadaje się do nakładania masek na buzię, szyję i dekolt.
Skoro już jesteśmy przy pędzlach to nie powstrzymam się, aby Wam jeszcze nie opowiedzieć o moim „Hakuro” do różu czyli „Hakuro H24”
Jest już dość stary, a trzyma się świetnie mimo tego, że napisy już prawie się zdarły...
Tak więc to moje „Hakuro”:
- w przyszłości jeszcze planuję „Hakuro H52”, a będąc przy pędzlach warto wspomnieć o różu samym w sobie. Ja bardzo lubię „Bourjois” - ponownie:
Głównie ze względu na cudownej urody „dizjan” opakowania oraz nieprzeciętną wydajność produktu.
W pudełeczku znajduje się pędzelek, który ja jednak zastępuję „Hakuro”, ale go nie wyrzucam bo jest idealny w podróży.
Wracając do pędzli – miałam krótki romans, a raczej zauroczenie firmą „Maestro”
i pędzel „Maesto 12 (480)” jest tego owocem. Służy mi do rozcierania cieni.
A do ich nakładania, nakładania pomadek i korektorów, smarowania wazeliną skórek podczas malowania paznokci, omiatania i wielu innych czynności służą mi pędzle "No Name”,
których cena całego zestawu wynosiła mniej więcej tyle, ile cena dwóch pędzli „Hakuro” czyli 70zł (na zdjęciu brakuje kilku sztuk i etui) - mając tą kwotę i mogąc wydać ją na jeden zestaw lub drugi, bez wahania wybrałabym „Hakuro”, niemniej te „no name'y” do czynności, które opisałam sprawują się dobrze.
Wracając jeszcze na moment do podkładu... Ponieważ lubię, gdy nie jest on ciężką „tapetą”, nie wymagam od niego zamaskowania zmian skórnych, ale od korektora już tak...
Na buzię pokrytą wcześniej kremem „Sylveco”, który stosuję także jako bazę pod makijaż, na zmiany koloru różowego stosuję minimalną ilość i punktowo korektor „P2” -zielonego, gdyż ten kolor niweluje właśnie zmiany w odcieniu różowym
oraz używam też korektor w kolorze żółtym. Stosuję go także na zmiany koloru różowego, czasem na już zakamuflowany zielony, w celu osiągnięcia jak najmniej widocznego efektu oraz (jeśli się pojawią, gdyż nie mam tendencji) na sińce pod oczami. Żółty korektor idealnie również kamufluje siniki na ciele - jeśli ktoś się tak obija jak ja, to go doceni
.
Jeśli się pojawiają zmiany na buzi, to dopiero na tak przygotowaną twarz nakładam podkład. Jeśli nie to oczywiście nie kładę korektora.
Kosmetyków używam w jak najmniejszej ilości bo zależy mi na naturalnym wyglądzie, gdyż taki podoba mi się najbardziej.
Na koniec pozostaje wykończenie matowe i tu sprawdza mi się (już końcóweczka) „Kobo” - niestety z parbenem dość wysoko w składzie
oraz uroczym lustereczkiem,
a także naturalny puder hand made, na którego „przepis” znajdziecie TU.
Tak przygotowaną buzię można dalej malować, tuszować, cieniować, „błyszczykować” i co tam jeszcze
.
Tak więc jeśli chodzi o kolorowe kosmetyki do buzi trudno jest mi rekomendować coś, co nie zrobi Wam krzywdy, dlatego tego nie robię, a tylko przedstawiłam, w jaki sposób ja używam takich kosmetyków. Nie jestem jednak wzorem do naśladowania, gdyż w tym jednym „kolorowym” aspekcie mojej pielęgnacji kluczową rolą jest... opakowanie
. Bardzo lubię kolorowe kosmetyki w ładnych pudełkach
, oczywiście pudełko nie przyćmi mi totalnie fatalnego składu czy fatalnego działania kosmetyku – no ale jest ważne...
J
Jeśli fajnie działa i jest ładne, przy moim - dość rzadko wykonywanym - makijażu to wystarcza.
To tyle jeśli chodzi o temat, który lubię, ale nie czuję się w nim specjalistką – na szczęście jest cała masa blogerek, które nas uczą jak nakładać makijaż i czym się kierować przy zakupie kosmetyków
.
Mam jednak nadzieję, że może ktoś znalazł coś, co go zainteresowało, a kolejną autorką tematu artykułu z serii „Twój Post” będzie Sara T.
.
Pozdrawiam serdecznie.
