Płukanka na włosy z l-cysteiną po raz drugi
Witam
dziś mam dla Was wpis spóźniony jak polskie koleje... Ostatnio o L-cysteinie pisałam w lutym i obiecałam, że wkrótce napiszę ponownie, tym razem przy okazji płukanki także z witaminą B3. To „wkrótce” nadeszło po pięciu miesiącach, ale nadeszło. Dziś więc będzie ponownie o płukance proteinowej.
W pielęgnacji włosów niezwykle ważne jest świadome dobieranie składników. Prawdę mówiąc wydaje mi się, że w szkole powinny być nieobowiązkowe zajęcia, uczące czytania składów produktów zarówno kosmetycznych jak i spożywczych. Nie jest to taka czarna magia jak się może wydawać, a wiedza na wagę złota... Nie będę się jednak rozpisywać o ogółach, a skupię się na szczegółach. Równowaga i świadomość w pielęgnacji włosów. Nie jest tak, że pozjadałam wszystkie rozumy i teraz świecę blaskiem zajebistości wkraczając w alejki kosmetyczne drogerii. Wręcz odwrotnie, czasem mam wrażenie, że im więcej wiem, tym wiem mniej. Zdarza mi sie zmieniać zdanie i co jakiś czas potężnie się zadziwić. I tak: to co wiem na dzisiejszy w ultra pigułce to to, że fale są kapryśne. Chcąc ten sam post napisać odnośnie fal, zająłby trzy razy tyle miejsca i skończył się na zdaniu „choć może być inaczej”. Dlatego skupię się dziś na moich włosach prostych.
Moje proste włosy lubią naturalne składniki. W ciągu roku stosując głównie produkty dostępne w kuchni zregenerowałam włosy dość intensywnie. Oczywiście miało na to także wpływ zaprzestania ich niszczenia, w każdy możliwy sposób – no przynajmniej ograniczenia do minimum.
Co wobec tego lubią z tej bardziej skomplikowanej chemii?
Proteiny
Skoncentrowane dawki białka jak płukanka z l-cysteiny czy laminowanie włosów żelatyną nie częściej niż raz na trzy miesiące. Natomiast dodatki w postaci keratyny, czy pozostawiona na długi czas maska proteinowa na włosach, nie częściej niż raz na miesiąc.
Emolienty
Oleje najlepiej przed każdym myciem. Latem mniejsza ilość olejku ładnie pachnącego jak „Alterra” czy „Alwerde”. Zimą może być cięższy na parafinie. O każdej porze roku arganowy, awokado i pszeniczny. Zawsze kiedy włosy mam proste staram się końce zabezpieczyć serum silikonowym. Aktualnie tym:
Zawsze zabezpieczam ponieważ włosy są już długie i przez to narażone bardziej na uszkodzenia mechaniczne. Końce są też dużo słabsze i dlatego słońce, wiatr, chłód, deszcz, śnieg i mróz bardziej na nie oddziałują.
Humektanty (czyli potocznie zwane „nawilżacze”)
Cały rok intensywnie, latem bardzo intensywnie chyba że pada deszcz, to wówczas ostrożnie.
Na temat humektantów (i nie tylko) Wiedźma rozpisała się bardziej niż wybitnie, dlatego nie zamierzam próbować przeskakiwać - nieudolnie zresztą - jej zdolności oraz wiedzy, dlatego odsyłam do jej wpisu na ten temat, który znajdziecie TU. Czytając o humektantach warto poszukać także informacji o wpływie wilgoci w powietrzu na nasze włosy oraz o punkcie rosy.
A dlaczego tak istotna jest równowaga w pielęgnacji??
Jeśli będziemy stosować za często lub za dużo protein omijając emolienty i humektanty, nasze włosy mogą stać się szorstkie i sztywne. Jednym słowem przeproteinowane.
Jeśli będziemy używać za dużo emolientów i humektantów omijając proteiny, nasze włosy mogą stać się przylizane i oklapnięte. Mogą też się szybciej przetłuszczać.
Jeśli użyjemy humektanty w czasie deszczów będzie to nasz „bad hair day”. Itd.
Bardzo istotną sprawą jest także świadomość właściwości jakie posiadają substancje, które nakładamy na włosy, np. czym można je zmyć. Silikony, proteiny, niektóre oleje oraz inne substancje mogą się na włosach nadbudowywać. Mając wiedzę co użyłyśmy, jak to działa i czym to potem zmyć, jesteśmy na wygranej pozycji. Wówczas możemy żonglować produktami, dobierając ilość i częstotliwość ich używania wedle własnych potrzeb, uważając jedynie na substancje szkodliwe lub nie do końca zdrowe. Posiadając tego typu informacje, pielęgnacja włosów wchodzi w inny, moim zdaniem lepszy wymiar.
Tak więc kiedy mamy już jako taką wiedzę na temat równowagi w pielęgnacji oraz funkcji poszczególnych grup składników możemy przejść do docelowego dziś tematu, mianowicie płukanki l-cysteinowej.
Zanim użyłam płukanki olejowałam włosy. Umyłam szamponem z SLS na długości i skórę głowy płynem "Intimelle" oraz nałożyłam odżywkę na parę minut (od ucha w dół - jak zwykle) po czym zmyłam wszystko.
Recepturę płukanki znajdziecie i na moim blogu, na stronie zsk i wielu innych blogach, ale mimo to jeszcze raz powtórzę.
10% aloes zatężony 10x (płaska łyżeczka 5 ml)
3% L-cysteina (ok. 2.5 płaskie łyżeczki 1 ml)
1% pantenol 75% (0.4 ml)
1% witamina B3 (płaska łyżeczka 1 ml)
85% woda (42.5 ml)
Zwracajcie ogromną uwagę na pojemność używanych łyżeczek!!
Wszystkie składniki wymieszałam dokładnie i powstałą mieszaniną polewałam włosy po długości. Bardzo ciekawe zjawisko, gdyż zrobiłam podwójną porcję i zużyłam ją odrazu. Ostatnio kiedy robiłam tą samą płukankę wystarczyło mi na 4 razy – technikę polewania miałam bardzo podobną Hmmm...
Dalsze postępowanie już nie było podobne do ostatniego. Płukanki się teoretycznie nie zmywa, ja ją zmyłam po paru minutach i wypłukałam włosy w płukance octowej (z octu cytrynowego w proporcji 2 łyżki stołowe na 2 szklanki wody), po czym również przepłukałam je czystą wodą i dopiero tak zakończyłam „papraninę”.
Efekt całkiem niezły, włosy bardzo miękkie.
Moje włosy po płukance z L-cysteiną nie są jak z reklamy. Natomiast nie po to płukankę robiłam, dla mnie jest to zabieg odbudowujący. Dlatego po płukance w ogóle włosów nie układałam są takie jakie są, gdy po myciu je rozczeszę i pozostawię w spokoju.
Dla porównania włosy podczas ostatniego l-cysteinowego płukania w lutym.
(KLIK) w obrazek aby powiększyć
Tyle jeśli chodzi o włosy, ale mam dla Was jeszcze zdjęcia z mojej „kuchni”
Każdy ma jakieś smaki dzieciństwa, w moim przypadku są to niewątpliwie czeresieńki..
Kiedy byłam mała cały dzień potrafiłam spędzić na drzewie czereśni – dziś sobie myślę „heloł a robiaki?!?!”, a kiedyś to mi nawet do głowy nie przyszło... Zawsze wspinałam się po drzewach na boso.
Mam też młodziutką pietruszeczkę. Jest tak śliczna, że z największą przyjemnością ją wypiję.
Oraz bób
moją ulubioną przekąskę!! Uwielbiam bób!
Wszystkie przysmaki pojawiły się u mnie w domu wraz z wizyta mojej mamy Niesłychane jak dobrze można znać swoje dziecko. Mam nadzieję, że kiedyś ja mojej córce tak trafię w gust smakowy, wpadając do niej na kawę.
Żegnam się z Wami tym przemiłym akcentem i życzę pięknego dnia. U mnie powróciło lato!!!
Pozdrawiam.