Do it yourself

25LUT2013

DIY Jak zrobić krem?

Cześć,

dziś mam dla Was sprawozdanie z kolejnego kosmetycznego eksperymentu. Od progu pragnę zaznaczyć, że nie jest to propozycja dla każdego. Na pewno nie będą z niej zadowolone osoby nietolerujące u siebie na skórze maseł, ani kosmetyków pozostawiających jakby powłokę ochronna. Dzisiejszy post nie zainteresuje również osoby, które nie lubią się babrać oraz są zadowolone z ogólnodostępnych kosmetyków.

Zrobiłam sobie krem Smile. A raczej mazidło, bo do kremu to nie podobne. I jestem z niego na tyle zadowolona, że mogę przepis powiesić u siebie na blogu dla pamięci. Natomiast nikogo nie namawiam do równie szalonego pomysłu i nie neguje stosowania drogeryjnych balsamów, maseł czy kremów. Wręcz przeciwnie mam też swoich drogeryjnych ulubieńców Smile.

Co mi było potrzebne do stworzenia mazidła?
40 g masła SHEA,
25 g wosku pszczelego (okazało się to za dużo, następnym razem dam 10 g),
4 ml D-pantenolu,
5 ml gliceryny,
30 ml oleju z orzechów makadamii (którego nie ma na zdjęciu, gdyż pojawił się spontanicznie Smile podczas kręcenia kremu)
20 ml oleju z kiełków pszenicy,
10 ml oleju arganowego.

Przepis wymyśliłam sama, dlatego jeśli ktokolwiek się pokusi o odtwarzanie, zalecam testowanie na małym obszarze skóry. Wszak nie wiem co by tu mogło komu zaszkodzić w takiej ilości jak podałam, ale nie od dziś wiadomo, że są przypadki, które mogą poparzyć się lodem Smile.

Najpierw w kąpieli wodnej podgrzałam wosk, gdy się rozpuścił dodałam do niego masło SHEA.

Następnie (powinnam to zrobić w oddzielnym naczyniu, ale kto ma na to czas...) dodałam D-pantenol i glicerynę bardzo dokładnie mieszając połączyłam składniki.

Po czym wyciągnęłam miseczkę z kąpieli wodnej i dałam składnikom trochę czasu na ochłonięcie, gdyż dwa z użytych przeze mnie olejów nie powinno się podgrzewać. Trzeba obserwować maziaję, aby za bardzo nie zastygła i dodać oleje bardzo dokładnie mieszając.

Przygotowujemy sobie pojemniczki...

i napełniamy. Przez zawrotną ilość wosku pszczelego nie musiałam w zasadzie wkładać ich do lodówki (nie mówiąc o przechowywaniu).

Mazidło jest odpowiednie do użycia gdy przebywa w temperaturze pokojowej, choć trzeba je wygrzebać ze słoiczka w dłoniach od razu się roztapia zmieniając konsystencję na wygodną w użyciu.

Stosuję ją głównie na nogi i tak stosowana u mnie rządzi.... Nogi są nawilżone przez cały czas (!). Stosowana po kąpieli jest wyczuwalna na skórze do następnej kąpieli. Zaaplikowana pozostawia lekki film (wosk i masło), który sprawia, że wizualnie nogi prezentują się znakomicie – efekt jak w rajstopach. Nie jest to tylko moje zdanie, że to mazidło na nogach wymiata Smile. Nie wiem, czy nie będzie za ciężkie na lato. Jednak gdyby nie było, to będzie moim must have do szortów i spódniczki, którą tego lata (jak każdego) obiecuję sobie nosić przynajmniej co drugi dzień.

Dobrze się też sprawdza jako mazidło na szyję, ręce, brzuch itd.
Nie stosowałam na twarz i nie zamierzam Wink, na dłoniach film który pozostawia może irytować, a na ustach się nie sprawdza bo jest podła w smaku Undecided.

W tym miejscu pragnę zaznaczyć, że zakupione na zsk opakowanie do pomadki nie działa wcale. Rozwaliło mi się w dłoni w momencie przekręcania... Dużo lepszym rozwiązaniem jest skorzystanie ze zużytej pomadki – jednak nie ma tragedii bo jak mówiłam na ustach się mazidło  nie sprawdza...

Sprawy techniczne: można przechowywać maziajkę 2 tygodnie w lodówce jeśli nie korzystamy z konserwantów.

Tak wygląda moja kosmetyczna przygoda Smile. Bogata w oleje i substancje odżywcze bez barwników, parabenów, glikoli, i innych substancji przeze mnie unikanych.

Jak na pierwszy raz jestem bardzo zadowolona – jedyne co przy drugim razie zweryfikuję, to jak pisałam ilość wosku. Myślę, że spokojnie wystarczy go mniej i równie dobrze maziaja nawoskuje nogi Wink.

Pozdrawiam

Roulina Czeszę Się blog - DIY Jak zrobić krem? starszy post nowszy post
comments powered by Disqus

Komentarze Facebooka: