Recenzje

16LIP2013

Recenzja "Sylveco" Lekki Krem Brzozowy

Witajcie Kochani,

minął miesiąc odkąd używam najlepszego kosmetyku pielęgnacyjnego do twarzy... Dlatego myślę, że czas najwyższy się z Wami podzielić tym niezwykłym odkryciemSmile. Poznałam go dzięki mojej Czytelniczce Tesie, która podczas luźnej komentarzowej rozmowy, zarekomendowała mi między innymi ten krem. Teso jeszcze raz bardzo Ci za to dziękuję i tak jak podejrzewałam, mazidło owe zmieniło moje życie...

Nie będę się po raz kolejny rozpisywać o problemach mojej cery, zaznaczę tylko, że przez większą część życia nie używałam żadnego kremu, gdyż każda próba aplikowania kończyła się strasznymi zmianami skórnymi, które dawały o sobie znać już parę godzin po posmarowaniu buzi kremem. Szukałam, czytałam, porównywałam i znalazłam krem od „Bielendy”, któremu byłam wierna długo....

Bardzo rzadko wracam do kosmetyków, a krem kupiłam kilka razy. Nakładając kropelkę jako jedyny nie robił mi z twarzy, czegoś co twarzy nie przypominało..

Dałam też szansę firmie „Babydream”, która zimą spisała się nieźle. Recenzja TU,

Iwostinowi”, który miał wysokie noty na KWC, a dla mojej skóry był gorszy niż nie przymierzając najzwyklejsza nivea soft

oraz spróbowałam bezzapachowej (tylko w nazwie) Alterry.

Tak więc mając takie, a nie inne doświadczenia postanowiłam wypróbować krem do twarzy „Sylveco”.

W zasadzie nie wiem od czego zacząć... Kocham go... Jest moim pierwszym w życiu KWC... Mam nadzieję, że nigdy nic nas nie rozdzieliSmile.

Na początku zaskoczył mnie fakt, że kremy od firmy „Sylveco” są do wszystkich rodzajów skóry – wiadomo, że jak coś jest do wszystkiego to jest do niczego -ale nie tym razem... Naprawdę jestem w stanie uwierzyć, że on żadnej skórze nie zrobi kuku.. Nie spotkałam się z ani jedną negatywną opinią na temat tego produktu, ani jedną neutralną – wszyscy kochają „Sylveco” i już Wam piszę dlaczego...Smile

Gdy przeczytałam po raz pierwszy o kremie brzozowym, od razu zaczęłam robić rozeznanie – opinii jest bardzo dużo, bardzo dobre – pomyślałam warto! Już mając palec wskazujący prawej ręki nad literką „A” olśniło mnie i zanim na „allegro” weszłam na stronę producenta. Tam zaczytałam się oczywiście w opisy, ale nie to jest istotne – na stronie szukamy zakładki „Gdzie kupić?” klikamy miejscowość i szukamy najbliższego sklepu. Okazało się, że w moim mieście jest w trzech zielarskich, zadzwoniłam do mojego ulubionego: „Ma Pani??”- „Mam” - „No to lecę!!” Od wieczora tego dnia rozpoczęłam stosowanie...

Krem jest w bardzo wygodnej tubie z pompką – co jest genialnym rozwiązaniem, gdyż ponieważ - jak mawiała moja nauczycielka z liceum – skoro krem nie ma kontaktu z naszymi paluchami, nie ma potrzeby używania bardzo silnych konserwantów – genialne!Smile

Z racji tego, że jest dużo naturalnych składników, nie można się całkowicie obyć bez konserwantów. 

Konsystencja taka jak ma być. Zapach naturalny (taki sam zapach miał krem, który kiedyś sama zrobiłam),

(KLIK) w zdjęcie, aby powiększyć

Już po paru dniach używania, stwierdziłam bez żadnego wahania, że moja skóra była odwodniona. Krem ją idealnie nawilżył, nawodnił, nakarmił, „naładnił”Laughing.

Nigdy mnie nie zapchał, nigdy nic mi po nim nie wyskoczyło, a jeśli coś się zdarzyło w wyniku np. walki hormonów, krem cudownie łagodził zmiany, przyspieszał gojenie – fenomen!.

Od liceum jestem uzależniona od podkładu – jest to jedyny kosmetyk kolorowy używany przeze mnie regularnie – odkąd mam krem brzozowy zdarza mi się (bardzo częstoLaughing) nie mieć potrzeby nakładania podkładu... A jeśli już się zrodzi taka potrzeba, krem idealnie się z nim łączy – jak najlepsza baza.

Tyle jeśli chodzi o działanie, a teraz druga część Ody do „SylvecoSmile. Gdyby każdy producent tak opisywał swoje produkty, to moje oczy tańczyłyby ze szczęścia ilekroć wchodziłabym do drogerii..

W zasadzie nic nie muszę pisać, szukać, objaśniać – firma „Sylveko stanęła na wysokości zadania w odpowiedzialny sposób i opisała zrozumiale dla każdego przeciętnego użytkownika co zawiera produkt, za który ten użytkownik płaci swoimi ciężko zarobionymi pieniędzmi. Takie proste, takie uczciwe, takie NORMALNE, a jednak wciąż taki gest jest daleko poza możliwościami większości producentów... 

Zobaczcie sami jakie informacje (a nie tylko bezsensowne obietnice) wraz z zakupionym produktem otrzymujemy – nawiasem wcale nie musimy zakupić produktu, aby się tego dowiedzieć bo wszystko jest napisane na kartoniku, więc nie trzeba otwierać pudełka, żeby wiedzieć co jest w środku – Kot Schrodingera żyje i ma się doskonale...Wink

(KLIK)

A teraz pokaż kotku co masz w środku Cool.

(KLIK)

Proste rozwiązania są zawsze najlepsze...

Firma „Sylveco”proponuje nam trzy kremy z tej serii. Ja mam krem brzozowy,

dzięki uprzejmości pani z zielarskiego dostałam też dwie próbki nagietkowego i też jest wspaniały. Myślę, że idealny dla osób o naprawdę dużym problemie skórnym, gdyż jest dużo lżejszy niż brzozowy lub dla każdego na upalne latoSmile - uwaga krem nie posiada filtrów.

(KLIK)

Jest też krem rokitnikowy, którego nie próbowałam bo akurat nie było już jego próbki, ale mogę się założyć, że też jest genialny.

Wszystkie trzy kremy będę stosować cyklicznie.

Jakiś czas temu pisałam Wam o dobrym zwyczaju zapisywania sobie daty otwarcia kosmetyków – tak też zrobiłam z moim kremem.

Jego trwałość to tylko 6 miesięcy, ale dzięki temu nie mamy w nim żadnego syfuSmile. Nic w kremie „Sylveco” bym nie zmieniła, wszystko mi odpowiada – gdyby mnie kiedyś przeczytał ktoś z tej firmy, to uprzejmie proszę, aby nigdy go nie ulepszaćLaughing.

Jeśli zbliżając się do końca daty ważności nadal będę w posiadaniu tego kremu, to zużyję go na włosyLaughing (aplikowany w ten sposób działa również przyzwoicieWink), oraz na ciało – na pewno się nie zmarnuje i na pewno go wykorzystam przed upływem końca jego daty ważności i polecam Wam robić to samo z kosmetykamiSmile. Wiem, że może jest to już nudne, ale przez takie głupie błędy - jak używanie przeterminowanych kosmetyków czy nakładanie ich nieumytymi paluchami - możemy sami powodować pogarszanie się stanu naszej skóry.

Gorąco polecam krem brzozowy „Sylveco” i na pewno przyjdę do Was z recenzją jego brata rokitnikowegoSmile, a potem (akurat będzie lato znowuLaughing) nagietkowego. Taki jest plan na najbliższy rokSmile. Teraz szukam jeszcze takiego cudu do oczyszczania twarzy, może znowu w komentarzu go znajdę?? Bardzo bym chciałaSmile.

Acha - zawsze zapominam podać ceny... Krem brzozowy kosztował coś około 25 złotych.

Ściskam i pozdrawiam serdecznieSmile.

Roulina Czeszę Się blog - Recenzja starszy post nowszy post
comments powered by Disqus

Komentarze Facebooka: