Recenzje

09PAŹ2013

Recenzja maski do włosów "SILK" firmy "Kallos" i trochę zakupów...

Witajcie Kochani,

dziś do Was przychodzę z zaległą recenzją na temat „różowej siły” we włosowym świecieSmile, a mianowicie maską „Kallos SILK”.

Maska owa zachęca do przetestowania zawartością oliwy z oliwek i jedwabiu. Moje włosy lubią oliwę z oliwek, a wygładzające właściwości jedwabiu jesienią wydają się być bardzo wskazaneSmile. Maska jednak nie jest dla osób stosujących pielęgnację bezsilikonową. A skoro jesteśmy przy składzie no to..

Aqua, Cetearyl Alcohol, Cetrimonium Chloride, Olea Europaea Oil, Citric Acid, Cyclopentasiloxane, Dimethiconol, Propylene Glycol, Parfum, Sericin, Benzyl Alkohol, Methylchloroisothiazolinone, Methylisothiazolinone.

Woda, tradycyjny środek powierzchniowo czynny/emulgator, drugi środek p.cz./konserwant/substancja antystatyczna, oliwa, regulator pH, rozpuszczalnik/emolient, emolient, rozpuszczalnik/nawilżacz, zapach, jedwab – antystatyk, silne konserwanty.

Skład dość krótki, jest to prosta maska. Ze względu na zawartość silikonów w składzie nie nadaje się jako pierwsze „O” w „OMO” - ja ją używam od ucha w dół, po szamponie gdy zamierzam mieć włosy proste – jedwab wówczas jest naszym sprzymierzeńcemSmile.

Po „Kallos SILK” sięgnęłam, gdy skończyła mi się moja „Latte” i miałam ochotę na coś innego, ale podobnego... Przy okazji – skład na KWC „SILK” jest niepełny i może wprowadzić w duży błądWink.

Z racji nadchodzącej wilgotności powietrza silikony w masce – tym bardziej niskiego calibra – nie są dla większości z nas zagrożeniemSmile.

Po otrzymaniu przesyłki (zamawiałam na Allegro) okazało się, że maska „Silk” nie ma zabezpieczenia... W odróżnieniu od np. „Latte”...

Swoją drogę nie wiem tak naprawdę co obie maski mają ze sobą wspólnego... Panuje ogólnie opinia, że „Latte” jest od „Kallosa” - a mnie to wygląda tak, że „Kallos” jest tylko jej dystrybutorem... Gdyż „Latte” jest włoska i na opakowaniu poza naklejką nie ma żadnej wzmianki o „Kallosie”,

natomiast maska „Silk” ma adres internetowy i stacjonarny „Kallosa” właśnie, który mieści się w Budapeszcie (Węgry).

Poza tym na „Silku” są fabrycznie polskie napisy, a na „Latte” tylko przyklejone. To tak tylko na marginesie, gdyż już od dawien dawna zastanawia mnie fakt, nazywania mojej „Latte” „Kallos”, a nie Serical” Smile - jest to tylko informacja odnośnie pochodzenia, wiem, że dla niektórych osób bardzo ważna.

Wracając do maski „Silk”- przede wszystkim jest odpoczynkiem dla nosa od słodkiej woni „Latte” Smile. „Slik” jest bardziej -powiedziałabym- kwiatowy... Chemiczny, ale trochę jakby kwiatowy... Maska jest dość gęsta, nie spływa, fajnie się ją aplikuje na włosy – dla mnie jest bardziej wydajna niż „Latte”, ale może dlatego, że częściej sięgam po „Latte” i mimo że później kupiona niż „Silk” już mam jej mniejSmile.

 

Działanie "SILK" na moich włosach

„Silk” jest lekką – dla mnie odżywką do włosów. Jest pomocna przy rozczesywaniu włosów, patrząc na skład powinna zabezpieczać włosy przed utratą wilgoci oraz w jakimś stopniu może zabezpieczać je przed uszkodzeniami mechanicznymi – choć ja po niej i tak stosuję silikonowe serum w tym celu.

Sama maska nie obciąża włosów, ani nawet nie dociąża. Co dla mnie akurat jest bardziej na minus niż na plus, ale jeśli ktoś szuka leciutkiej silikonowej maski to myślę, że „Silk” może spełnić wymaganiaSmile.

Dlatego ja po „Silku” zawsze używam silikonowego serum, a czasem także odżywkę do spłukiwania w roli bez spłukiwania i wówczas jest ładne dociążenie nawet końcówekSmile.

Włosy po samej mace "Silk" wyglądają tak:

I już wiadomo o co chodzi z tym "dociążeniem"Wink. Generalnie nie jest zła. Jednak nie wiem czy kupię ją ponownie – myślę, że raczej wystarczy mi „Latte”...

Tyle o masce, a teraz trochę zakupowoLaughing. Zawędrowałam przedwczoraj na stronice bloga „Lusterka Em”, przejrzałam kilkanaście postów, moja „wish lista” znowu się powiększyła...Laughing Wczoraj będąc na zakupach jesiennych niezbędników nie mogłam nie wstąpić do ”Natury” po róż (z raczej pomarańczLaughing), który zawładnął moim sercem po lekturze TEGO wpisu u LusterkaSmile. Mimo tego, że róż Lusterku nie przypasował ja postanowiłam go przetestować, gdyż brzoskwiniowego różu od dawna szukałam.

Rzeczywiście po roztarciu efekt jest bardzo subtelny, ale dla mnie taki właśnie jest idealnyLaughingSubtelny blask o leciutkim zabarwieniu... Ogromnym plusem jest fakt, że używając go nie przesadzimy z rumieńcem, minusem jest to, że jeśli ktoś spodziewa się widocznego efektu to się bardzo rozczaruje produktem. Kupiłam go za ok 10zł – dla mnie miodzioSmile, skóra po zastosowaniu różu wygląda bardzo zdrowo i bije takim ładnym, naturalnie wyglądającym blaskiemSmile.

Jeśli ktoś lubi taki efekt prawie nie widoczny (dla większości), ale jednak (dla takich minimalistek makijażowych jak ja) widoczny i wystarczający to polecamSmile. Mnie on póki co bardziej pasuje niż stosowany dotąd "Bourjois", gdyż ten od "Essence" nawilża skórę. 


Kolejna rzecz również przez Lusterko zakupionaLaughing to puder od Catrice.

W ogóle na tą firmę nie zwracałam wcześniej uwagi, a wygląda na to, że to duży błąd – pudru jeszcze nie testowałam, poza sprawdzeniem koloru. Ja mam „Nude Beige

(KLIK w zdjęcie, aby powiększyć)

- myślę, że odcień dla mnie jest w porządku, w rzeczywistości jest jaśniejszy niż na zdjęciu.

Puder jest aktualnie moim niezbędnikiem, gdyż w końcu poszłam po rozum do głowy i zaczęłam interesować się filtramiLaughing. Jeśli będziecie chcieli to mogę wstawić notkę odnośnie zawiłego dobierania odpowiedniego filtra przeze mnieLaughing. Za puder zapłaciłam 15 zł – zobaczymy jak matujeWink.

Będąc w „Drogeriach Polskich” już w zasadzie przy kasie stojąc, przypomniałam sobie, że skończył nam się żel pod prysznic i nie myśląc wiele chwyciłam pierwszy lepszy z brzegu produkt, który mógłby nam w takim celu służyć, a raczej mi, gdyż mój mąż to typowy samiec, który za nic nie rusza moich cudnych, pachnących, pielęgnacyjnych myjadełekLaughing, a córeczka jest za mała na siarczany i do mycia jej używam delikatnych płynów. Tak więc porwałam to mydło nawet nie spojrzawszy na skład

– co mi się już raczej nie zdarza. Okazało się jednak, że trafiła ślepa kura ziarno bo skład moim zdaniem jest świetnyLaughing. Nie ma dwóch charakterystycznych silnych konserwantów-grzybobójców, które są w prawie każdym produkcie nie tylko drogeryjnym, a i sól daleko...

A jeśli chodzi o działanie... BajeczkaLaughing. Przepięknie się pieni (pocierając dłonią ciało – bez gąbki), rzeczywiście nawilża, rzeczywiście odżywia i dobrze oczyszcza. Pachnie słodko, idealnie na jesienne słoty i niepogody oraz zimoweWink. Jestem co prawda na początku tej wielkiej butli, ale myślę, że mój entuzjazm co do zapachu nie zmaleje – w końcu budyniowe „Latte” kupuję już chyba drugi rok, mimo że nie jestem fanką słodkich zapachów to w takie chłodniejsze dni lubię się nimi otulaćSmile. Zgadzam się ze wszystkim co napisał na butli producent, wisienką na torcie jest cena mydła za 500 ml zapłacimy ok 7 zł.

Ostatnią dziś rzeczą w zakupowej opowieści są satynowe gumki do włosów.

Nie byłam pewna co do ich „zbawiennego” wpływu na włosy, jednak muszę przyznać, że sprawdzają się rewelacyjnieSmile. Odkształcenia nie są takie hmm kanciaste? Nie mówiąc o tym, że nie niszczą włosówSmile (jak np te, które mają metalowe elementy, ale im już dawno każda z nas powiedziała przecież "nie"Wink) podobnie jak frotki, ale się nie rozciągają– kupiłam je za 2,50 za sztukę.

I to tyle na dziś, może macie swoje doświadczenia z przedstawionymi kosmetykami?Smile Jeśli chcecie podzielcie się nimi w komentarzuSmile. Pozdrawiam bardzo ciepłoSmile

Roulina Czeszę Się blog - Recenzja maski do włosów starszy post nowszy post
comments powered by Disqus

Komentarze Facebooka: