Wasza strefa

15SIE2013

Seria "Twój Post": „Jak zajmujesz się swoimi włosami?” - Eliza.

Witam Was moi drodzy Czytelnicy,

dziś mam dla Was początek pierwszej serii postów na moim blogu - będą to Wasze tematy, dlatego seria nazywa się „Twój post”. Na pewno część z Was jeszcze pamięta organizowany przeze mnie konkurs, w tym konkursie prosiłam Was o przesłanie mi pomysłów na posta – nagroda była jedna i już dawno jest u zwyciężczyni, a ja postaram się teraz sukcesywnie tworzyć artykuły na wybrane przez Was tematy. Nie będzie tak, że teraz posty będą tylko z „serii”, ale będą się przeplataćSmile. Wiele z nich zresztą pokrywa się z tym, o czym i tak w planach miałam pisaćSmile.

Wydaje mi się niemożliwym zacząć inaczej niż od posta, który został wylosowany i zdobył nagrodęSmile. ELIZA napisała do mnie więc tak:

„Na Twoim blogu bardzo chętnie przeczytałabym o tym, jak dokładnie (krok po kroku) zajmujesz się swoimi włosami między kolejnymi myciami (Ale tak bardzo dokładnie Smile od olejowania przed myciem do momentu gdy znów musisz umyć włosy). Od niecałych dwóch tygodni wydobywam skręt z moich (nie)prostych włosów i bardzo mnie zastanawia np. zabezpieczanie końcówek.”

W pierwszej chwili, gdy przeczytałam wiadomość pomyślałam sobie „kochana Elizko, ale kto to będzie czytałLaughing”. Jednak są to Wasze propozycje, a ja zobowiązałam się o nich pisać, a nie na ich temat dyskutować, dlatego zabrałam się do tworzenia tego posta. Z każdą „rejestrowaną” czynnością myślałam sobie „o może to się komuś przydać..” I tak koniec końców wyszedł post, który myślę, że także coś wnosi poza tylko moją (dość nudąWink) pielęgnacjąSmile.

Tak więc zapraszam do posta pt: „Jak zajmuję się swoimi włosami”.

OLEJOWANIE

Pierwszym jak i ostatnim elementem cyklu mojej pielęgnacji włosów jest ich „olejowanie”. Kiedy rozpoczęłam taki rodzaj pielęgnacji zdecydowanie ulubioną jego forma było „olejowanie” na sucho, samym olejem, rozczesywanie „naolejowanych” włosów i upinanie ich. Najczęściej „olejowałam” włosy na noc, rano myłam głowę i prałam poszewki jaśków i jaśki, na których spałam. Trochę upierdliwe. Dlatego zmieniłam chwilowo nawyk i „olejuję” włosy na mokro – ale nie tak, żeby z nich kapałoSmile, odsączam nadmiar wody przed nałożeniem maziaji. Mieszam olej z odżywką, a częściej maską , jeśli jest to akurat (ostatnio przeze mnie ulubiony) olej musztardowy, to dodaję kilka kropli naturalnego olejku cytrynowego wówczas silniejszy zapach (cytrynowy) wygrywaSmile.

Mój sprzęt do „olejowania” włosów:

1. Szczotka „TT” niezastąpiona.
Bardzo rzadko namawiam Was do jakiegokolwiek zakupu – w zasadzie nigdy, ale jeśli miałabym to zrobić to namawiałabym długowłose, prostowłose i falowane dziewczyny do nabycia szczotki „Tangle Teezer”. Cała moja bliska rodzina ma te szczotki dzięki mojej mamieLaughing i wszystkie je kochamySmile. Mam tylko jedną szczotkę i jest nią właśnei „TT”. Nie widzę potrzeby kupowania innej czy więcej – kiedy zużyję moją „panterkę” po prostu kupię nową, ale też „TT”. Wiem, że są wśród nas zwolenniczki szczotki z włosia dzika szczególnie „Khaji” - jest to na pewno świetna szczotka i kiedyś może sobie tez ją kupię, ale jak już nie będę miała innych wydatkówWink. Póki co moje włosy wydają mi się za cienkie do takiej szczotki i nie wydaje mi się, żeby zrobiła więcej niż „TT” - jedyny argument dla mnie przemawiający za szczotką z włosa dzika dla moich włosów to ich „wygładzanie”, więc jeśli kiedyś ją kupię to tylko, żeby dopieścić moje włosyWink i oczywiście „HelenkęSmile.

Szczotki „TT” używam przed „olejowaniem” oraz jeśli „olejuję” włosy na sucho, to także w trakcie – cały czas je czeszę szczotką, także skórę głowy lekko nią smyram, jest to genialny dla niej masaż.
Niestety, gdy „olejuję” włosy „na mokto” to jest to utrudnione, gdyż włosy są za długie aby paprać się stojąc, a z głową schyloną w dół nie wytrzymam za długo. Dlatego na mokro rozczesuję tylko od polowy włosów w dół i raczej ma to na celu jedynie równomierne rozprowadzenie produktu.

2. Grzebień z szeroko rozstawionymi zębami:
Mam też taki zwykły tradycyjny, plastikowy w kolorze pistacjowym, który bardzo lubię. Ten tu pokazuję Wam jako totalny niewypał. Nie sprawdza się u mnie wcale mimo tego, że z wyglądu (w teorii) powinien, nawet bardzo. Do rozczesywania się nie nadaje bo się wygina, te kolce są za ostre dla skóry głowy, a i nie za dobrze leży w dłoni (przez tą dziurę). Gdy „olejuję” włosy na sucho czasem używam go do oddzielenia pasm - do tego nadaje się nieźle (jak szpikulec jakiśLaughing). Gdy „olejuję” na mokro – nie używam go wcale. Nie posiadam grzebienia drewnianego z „TS” ponieważ nie zauważyłam jak do tej pory niszczących właściwości moich „plastików”. Oczywiście kupiłabym go, ale tylko dlatego, że osobiście wolę drewno niż plastik - jednak aktualnie mam ważniejsze wydatki i ten argument jest trochę dla mnie niestety za słaby.

3.Pędzel do nakładania farby na włosy:
Niezastąpiona „szczotka” do mycia szczotkiSmile, grzebieni i misek, w których dzieją się oleiste sprawy. Zawsze myję wszystko zaraz po użyciu, aby nie zapomnieć się i nie przejechać np. tłustą szczotką po świeżo umytych włosach.

4.Spinka „żabka”:
Przy „olejowaniu” na sucho używam jej do podpięcia pasm. Olejuję włosy od dołu, ku górze (wierzchowi). Przy "olejowaniu” na mokro nie używam.

5. Frotka:
Potrzebna w „końcowej fazie olejowania”, kiedy „olejowane” włosy na sucho są rozczesane, a mokre popaćkane i czasem rozczesane zawijam je w koczek i związuję gumką. Gumki, które używam podczas „olejowania” są do tego przeznaczone – nie mieszam ich z tymi, których używam na co dzień. Najczęściej używam frotek, jeśli stosuję gumki to takie bez metalowych elementów i mocno elastyczne.

6.Chustka:
Czasem jak mam chęć to zakładam na głowę dużą chustę jako turban, albo mniejsza w stylu „pin up” - bez filozofii, po prostu lubięLaughing.

Olej na głowie trzymam różnie – na sucho max całą noc, na mokro max trzy godziny. Jeśli nie mamy możliwości trzymać oleju minimum 30 min to nie wiem, czy jest sens w babraniu się - ja się wówczas nie babramSmile.

MYCIE WŁOSÓW

Kiedy jestem po „olejownaiu” to nie nakładam już odżywki/maski przed myciem włosów. Olej zmywam delikatnym szamponem. Szampony staram się zamieniać - raz taki raz taki. Włosy myję raz. Po umyciu zawsze nakładam maskę/odżywkę – czasem dwie (z naturalnych składników i drogeryjną albo drogeryją i drogeryją, ale jedną nawilżającą, a drugą dociążającą) i trzymam ją na włosach od 15-30 min. Na koniec staram się zamykać łuski włosa stosując płukankę albo chłodny prysznic (częściej prysznic). Zawijam włosy w ręcznik, turban czy co tam mam pod ręką i zawijam się z łazienki Smile.

Jeśli nie planuję wydobywania fal to stosuję serum silikonowe na końce włosów (a nawet do ich połowy). Jeśli planuję, to nie nakładam jeszcze serum.

Moje włosy uwolnione wyglądają... Nie wyglądają.... Smile

Latem - a może to już przez ich długość – moje włosy sprawiają trudności przy rozczesywaniu. Dlatego musiałam opracować sobie metodę, gdyż nie wyobrażam sobie mieć nie rozczesanych (idealnie) włosów – taki mam nawyk, nie mogę mieć żadnego kołtuna...

Do rozczesania włosów potrzebuję takie klipsy,

ulubiony grzebień (rossmann 5zł)

i opcjonalnie do mega kołtunów „TT”.

Wydzielam pasmo włosów, a resztę spinam klipsami (4 sekcje włosów) i pasmo po paśmie delikatnie rozczesuję. W moim przypadku słowem kluczowym jest „pomałuSmile. Używam wówczas odżywki b/s, serum silikonowego, albo nie używam niczegoSmile. Takie rozczesywanie włosów podzielonych na partie ma tą zaletę, że włosy od spodu i z tyłu są tak samo rozczesane i pofalowane jak te z przodu. Czego nie uzyskam czesząc włosy z głową dół -całościowo.

Wybaczcie bardzo dziwne zdjęcie poniżej, ale trochę trudno było mi je zrobić, a wydaje mi się być niestety ważnym..

To pasmo włosów jest rozczesane i zgniecione (w celu wydobycia naturalnych fal) jednak zdążyło już wyschnąć i z takiego pasma już silnego skrętu nie uzyskam... Nawet jeśli dodam żelu/pianki i będę „zagniatać”Smile. Można je zmoczyć i próbować, ale ja w takiej sytuacji raczej już odpuszczam. Jeśli chcę mieć mocniejsze fale, to na tym etapie włosy muszą być mokre. I takie mokre, rozczesane i ugniecione włosy traktujemy żelem, pianką czy jakimkolwiek innym środkiem do stylizacji. To jest ten momentWink. Zawijamy, spinamy i następne pasmo – lecimy tak ze wszystkimi włosami na głowieSmile.

Kiedy całą głowę mam już rozczesaną i ugniecioną w zasadzie jest koniec mojej pielęgnacji - następuje schnięcieSmile. Jeśli mam w planie mocniejsze fale to w tym momencie na włosach jest już żel (a ostatnio pianka) i prawdopodobnie na głowie śmieszny turban, który ma pomóc w utrwaleniu skrętuSmile. Jeśli mam w planach moje naturalne „krzywe linie”, to włosy wyglądają tak:

A po wyschnięciu tak:

Jeśli nakładałabym żel/piankę to po wyschnięciu suche strączki odgniatam i tego dnia ciesze się falamiLaughing.

ZABEZPIECZANIE WŁOSÓW

Podczas snu włosy rozpuszczone mogą się niszczyć. Jeśli śpicie same to możecie nad tym jakoś zapanować, jeśli śpicie z kimś to często bywa tak, że budzicie tą osobę nieprzyjemnym „Ałaaaa!”. Was boli, a włosy się łamią i rwą – dlatego dobrze jest spinać na noc włosy. Można to robić za pomocą koka, o którym pisałam TU i opaski opisanej TU. Jednak kok na dłuższą metę może nadwyrężać cebulki, gdyż jest to nienaturalna pozycja włosów, a włosy na opaskę zawija się długo.. Mniej inwazyjny i bardziej wygodny jest zwykły warkocz. Ja go robię na boku – tak żeby nie przeszkadzał. Zawijam pasma z jednego boku do drugiego i wygląda to mniej więcej tak:

Można też zrobić warkocz na "dwie gumki", a jeśli macie równe włosy to zwykły na bok - ja tak muszę cudować bo mi wyłażą z niego pojedyncze pasma włosówSmile. Ważne jest, aby zakładać (dolną) gumkę trochę wyżej niż zaczynają nam się przerzedzać końceLaughing. Tam gdzie włosy są grube i zdrowe (nie dotyczy to osób, których włosy są całe w idealnej kondycjiWink). Takie działanie ogranicza niszczenie się końców. Ja na noc nakładam serum silikonowe na włosy – od ucha w dół, a wcześniej rozczesuję włosy żółtym grzebieniem. Tak samo robię za każdym razem, gdy spinam włosy w warkocz w ciągu dnia– grzebień i serum. Jesli włosy rozczesuję tak, aby nie było fal (szczotką), wówczas używam serum silikonowego od wyschnięcia włosów po myciu do następnego mycia - co chwilę...

Rano włosy wyglądają tak:

W zasadzie nie wyglądają źle i mogłyby być rozpuszczone, jednak ja lubię, gdy są spięte

– nie mówiąc już o upałach, które były podczas robienia zdjęć do tego postaSmile. Można by powiedzieć "O! I zmieniły kolorLaughing" - jednak jest to tylko zmiana oświetlenia...Wink

I tak sobie pomykam przez cały dzień... Wieczorem rozczesuję, nakładam serum zawijam warkocza i są gotowe by iść spać...

Normalnie następnego dnia rano byłaby podobna czynność do tej z dnia poprzedniego, jednak wysoka temperatura także nocą dała się we znaki tym, że włosy nie wytrzymały dwóch dni i trzeba było je umyć – nigdy nie przetrzymujemy włosów. Nie zmniejszy to ich tendencji do przetłuszczania się, a może skutkować tym, że włosy zaczną nam wypadać.

Tak więc zatoczyliśmy koło i kolejne mycie odbyło się w takim zestawie. Z wcześniejszym "olejowym serum" identycznym jak przy wcześniejszym myciu:

plus płukanka z siemienia. Żel lniany połączyłam z litrem wody i wymieszałam blenderem. Płukanki stosujemy na koniec i już ich nie spłukujemy wodą.

Nadal było zbyt gorąco/sucho na tworzenie fal...

Tak wygląda moja pielęgnacja. Muszę jednak dodać, że nie są to sztywne ramy – wszystko jest elastyczne – jedyną póki co niezmienną jest to, że używam oleju, szamponu i maski, cała reszta oraz to jak tych składników używam jest modyfikowana dla uzyskania optymalnych rezultatów. Maskę/odżywkę do „olejowania” włosów wybieram zazwyczaj tańszą, słabszą niż tą, którą nakładam na włosy już umyte. Moje silikonowe serum jest zmywalne delikatnym szamponem, dlatego go sobie nie żałuję. Natomiast raz na ok 2 tygodnie dokładnie oczyszczam włosy silnym szamponem.

Zdaję sobie sprawę, że autorce tematu posta chodziło bardziej o wydobywanie fal... Jednak podczas upałów moje włosy fal nie tworzą. Dlatego słownie opisałam (jak najdokładniej umiałam) proces ich tworzenia w normalnych warunkach – jeśli chodzi o temperaturęSmile.

Dla porównania pokażę Wam moje włosy potraktowane tymi samymi produktami (żel Isana i odżywka Balea) jednak zdjęcie z lewej jest podczas umiarkowanej temperatury za oknem, a z prawej podczas sporych upałów (pomijam kształt włosów, gdyż na prawym zdjęciu wieje we mnie wiatrakWink dlatego porównuję tylko kształt fal..).

(KLIK w zdjecie, aby powiększyć)

Jak widać wszystko jest względneLaughing i nie ma złotego środka działającego tak samo za każdym razem na włosy tej samej osoby, więc co dopiero na włosy innych osób – dlatego często w mailach, nie jestem w stanie Wam odpowiedzieć na przykład na pytanie „Mam włosy przetłuszczające się jakich kosmetyków powinnam używać – dziękuje za odpowiedź” koniec cytatu.

Nie znając danych włosów ani przede wszystkim tego w jakim stopniu ich właścicielka stosuje świadomie na nie cokolwiek, każda moja porada może wyrządzić więcej krzywdy niż pożytku – naprawdę chcę dla Was dobrze, ale moje chęci bez Waszych starań nie naprawią Wam włosów.

Tym optymistycznym akcentem kończę kolejnego tasiemcaLaughing. Wybór następnych tematów postów z serii będzie na zasadzie losowania i najbliższego z nich autorem jest KuczaSmile

Pozdrawiam Was bardzo serdecznieSmile.

Roulina Czeszę Się blog - Seria starszy post nowszy post
comments powered by Disqus

Komentarze Facebooka: