Jak "przytulić samą siebie"? Post na czas przedświąteczny :)
Witajcie Kochani,
idzie zima, u mnie za oknami drzewa pokryte są białym szronem, coraz chłodniej, coraz szybciej robi się ciemno - nadszedł doskonały moment na dopieszczenie i otulenie samej siebie...
Od moich wczesnych lat odczuwałam potrzebę zaakcentowania swojej kobiecej natury (najpierw tylko dla siebie
). Mimo, że byłam typem chłopczycy biegającej na boso po rzekach i drzewach, - zawsze w spodniach - byłam zwolenniczką subtelnego piękna i nienachalnej osobowości. Poszczególne elementy, niekoniecznie od progu krzyczące „Spójrz na mnie!!”, które są po kolei odkrywane, tworząc spójną całość i kształt osoby są dla mnie cenne... Odrobina tajemniczości i dopracowanie szczegółów to według mnie sztuka bycia kobietą (choć oczywiście są to tylko dwa płatki śniegowe ze szczytu góry...
)...
. No ale nie „spotykamy” się tu aby o sensie życia rozmawiać, a o włosach przecież. W związku z moją blogową nieobecnością nie wiem tak naprawdę na czym się skupić, co opisać, co zrecenzować, przed czym przestrzec, gdyż wszystko wydaje mi się – może nie mało istotne – ale jest tyle ważniejszych spraw, a zarówno Wasz czas jak i mój chciałabym dobrze wykorzystać. Tym trudniej mi to zrobić pisząc po długiej przerwie...
, a ja coraz więcej dostaję od Was listów odnośnie pielęgnacji falowanych włosów jesienią. Temat jest na tyle indywidualny, a moje osiągnięcia w nim na tyle mizerne, że myślałam o przemilczeniu „pluchowych” pór roku i odrodzeniu się jak falowany feniks z popiołu na wiosnę
. Jednak wywołana do tablicy opowiem Wam o moich perypetiach z zakresu ujarzmiania falowanych włosów jesienią, jeśli kogoś to interesuje to zapraszam



..