Rezultaty kuracji "Calcium Pantothenicum" plus zdjęcie włosów mojej czytelniczki :)
Witajcie moi Drodzy,
dziś szybki post bo dzień zagoniony... Od rana pakuję się i myślę, że właśnie skończyłam, dlatego siadam do lapa i biegusiem lecę z relacją odnośnie próby przyspieszenia mojego porostu włosów, która to miała początek 6 lutego.
Jak wtedy pisałam rozpoczęłam kurację „Calcium Pantothenicum”.
Planowałam również systematyczne wcieranie w skórę głowy kozierdki, jednak okazało się, że jedna systematycna czynność w moim przypadku to jest max i to też mnie irytuje... Zrozumiałam, że nie lubię nic „musieć” stosować... I chyba to była ostatnia tego typu akcja w moim wykonaniu.
Tym bardziej, że końcowy wynik raczej mnie osłabił... Wyjściowa długość mojego kucyka to było 42cm, po niespełna 3 miesiącach jest go 44 i ciut. Słabo. Jednak wiem co jest powodem tak lichego przyrostu dlatego mnie to nie martwi – aczkolwiek również nie zachęca do dalszego stymulowania wzrostu moich włosów i chyba nigdy się nie doczekam, aż mi ta przeklęta grzywka odrośnie .
Nic to - przeżyjemy... Gwoli ścisłości „CP” łykałam dwa razy dziennie po dwie tabletki regularnie przez 2 miesiące, w trzecim rzadziej...
Mam dla Was jeszcze coś miłego . Mianowicie, przedstawiam Wam włosy mojej czytelniczki Gosi . Imponująca długość i zręczne palce
Jeszcze tylko jedno obwieszczenie :
Moi Drodzy wyjeżdżam na jakiś czas i prawdopodobnie aktywność bloga z mojej strony może się nieco obniżyć, choć będę się starała, aby pojawiały się posty. Niestety ja pisze posty na bieżąco, często impulsywnie, często spontanicznie - dlatego nie mam ich przygotowanych tak, aby ustawić sobie godzinkę, o której wskoczą do sieci... Stąd może pojawić się cisza w eterze... Postaram się jednak w miarę możliwości coś szkrobać, a na maile i komentarze odpowiadać jak zawsze , czyli jak najszybciej mogę .
Pozdrawiam Was serdecznie i życzę Wam i sobie wspaniałej pogody w tym jakże urokliwym miesiącu, który już „za miedzą” się czai radośnie .
BUZIAKI!!!