Do it yourself

18MAR2013

DIY jak zrobić żel lniany? Plus odrobina wiedzy na temat pielęgnacji włosów metodą CG (Curly Girl)

Witajcie,

dziś mam dla Was moje trzecie podejście do „siemienia lnianego” i wydaje mi się, że w końcu wiem tyle ile chciałam wiedzieć...
Siemię lniane działa na moje włosy bardzo dobrze, wygładza je i odżywia. Generalnie lubię je po tym specyfiku, jednak oczytałam się dosłownie wszędzie o wspaniałym żelu lnianym i ciągle nie mogłam pogodzić się z faktem, że nie potrafię go prawidłowo zrobić... Robiłam więc to, co mam sprawdzone czyli „siemieniową” płukankę.


Przyrządzam ją w następujący sposób: łyżkę albo dwie ziarenek siemienia

zalewam gorącą/wrzącą wodą i przykrywam talerzykiem.

W międzyczasie myję włosy, odżywiam i polewam włosy płynem, który uzyskałam po odcedzeniu ziarenek. ”Żelem”, który się wytworzył jako produkt uboczny (pozostały na ziarenkach) jestem w stanie jeszcze natrzeć całe ciało – nie robię peelingu ziarenkowego, gdyż nie mam pomysłu jak to zrobić, żeby się potem nie narobić przy sprzątaniu.... Jeśli macie jakiś patent to proszę podzielcie się... W każdym razie moje włosy bardzo lubią tą płukankę, są po niej dużo grubsze i ładnie wygładzone (nie obciążone). Tym razem jednak pomyślałam, że no choćby skały sr**y zrobię ten żel... i w połowie przygotowywania płukanki zaczęłam szperać po necie...

Co się okazało... Ja nie wiem jak szukałam tego przepisu, że go nie znalazłam... Otóż żel mi nie wychodził bo miałam zły przepis. Prawidłowy znalazłam TU. Podstawowy błąd jaki robiłam to nie zagotowałam mikstury. Niewiele się zastanawiając przelałam ziarenka z wodą i zagotowałam. Gotowałam 15 min mieszając cały czas, aby ziarenka nie przywarły do garnuszka. Następnie gorącą maziaję zaczęłam cedzić...

I Panie i Panowie oto mój pierwszy żel lniany Laughing. Udany w stu procentach i to super łatwym sposobem...

Przelałam go do pojemnika po olejku do demakijażu oczu, gdyż miał moim zdaniem idealny otwór, co jest istotne przy dłuższym stosowaniu. 

Podobno taki żel można przechowywać nawet 2 tygodnie (w lodówce).

Postanowiłam zaraz po myciu włosów przetestować jego właściwości stylizujące i ugniatając włosy - „wgniotłam” i jego Smile.

Bez żadnego środka do stylizacji, moje mokre włosy, ugniecione wyglądają tak:

Po użyciu żelu lnianego, gdy włosy wyschły, końcówki były trochę sztywne – nie lubię tego efektu, skręt wcale nie był mocniejszy, niż bez żadnego wspomagacza i generalnie „żel” jako żel na moich włosach się nie sprawdził. Ale! Ja też nigdy w życiu nie używałam prawdziwego żelu – być może tak ma być... Nie wiem, nie neguję i możecie spróbować. Produkt jest tani, krzywdy Wam nie zrobi, a będziecie miały własną najbardziej rzetelną opinię.

Jednak na pewno nie zmarnuję mojego „gluta” Smile. Dodałam go już do maski przed myciem włosów (glut, łyżka mąki ziemniaczanej, łyżka maski „Latte” - folia i akurat tym razem gorąca kąpiel zamiast czapki Smile) i maska tak wzbogacona fantastycznie na moje włosy wpłynęła, stały się mięciutkie i ładnie falowane Smile. Nawet następnego dnia, mimo nocnego koka nadal były fajne Smile.

Tak więc prawidłowo wykonany żel na pewno skróci nam czas przygotowania masek z siemienia, jednak nie żałuję, że taką krętą drogą szłam, gdyż dzięki temu odkryłam TEN sposób – ale on wymaga dużo czasu i siły woli  Smile.

Jeśli Was jeszcze nie zanudziłam, to opowiem też o mojej najnowszej zmianie w rutynowej pielęgnacji włosów. Otóż w końcu postanowiłam (nie napiszę po ilu latach) posłuchać tego co mówią moje włosy i przestać je rozczesywać, gdy są suche. Za każdym razem po rozczesaniu na sucho są nieładne, no może przesadzam, ale 8 na 10 bankowo... Nie mieściło mi się jednak w głowie jak można ich nie rozczesywać, no jak... Jedynym usprawiedliwieniem dla nieczesania są loki, których ja nie posiadam. Okazuje się jednak, że moja czupryna rozczesywana jedynie na mokro dużo, dużo bardziej mi się podoba i pozwolę sobie na taką jej pielęgnację Smile. Oczywiście nie jest to żelazna reguła, od której nie ma odstępstw Laughing.

Co mi w tym pomaga?
Przede wszystkim bardzo delikatna pielęgnacja, używane przeze mnie kosmetyki nie pozostawiają na włosach ciężkich filmów, dzięki temu łatwo się poddają, gdy nadaję im kształt. Po myciu zawijam tradycyjnie w ręcznik mimo, że wiele dziewczyn rekomenduje bawełnianą koszulkę – ja potrzebuję czegoś silniejszego, cytując klasyków reklam, ponieważ musi mi wyssać ten ręcznik nadmiar wody z włosów, a koszulka byłaby zaraz cała mokra... Niemniej taki turban trzymam na głowie nie dłużej niż 5 minut.

Po odsączeniu wody daję odżywkę bez spłukiwania

i bardzo, bardzo dokładnie rozczesuję włosy (grzebieniem, albo szczotką - moje włosy pod tym względem nie cudują) ponieważ jeśli zostanie coś nie rozczesane, całkowicie zniszczy to kształt „fryzury”. Następnie na scenę wkracza bawełniana koszulka i ugniatam nią włosy – od razu tworzą się spiralki i wygląda to dokładnie tak, jak na zdjęciu parę akapitów wyżej Smile.

I to jest wszystko co sprawia, że moje włosy aktualnie bardziej mi się podobają.

Jest jeszcze bonus, który nie wpływa nie wiadomo jak na całokształt fryzury, ale go lubię bo lubię wszelkie dziwactwa Smile i na pewno nie zaszkodzi Smile. Oto tutorial zawijania turbanu w koszulkę tak, aby loczki się nie spłaszczyły Laughing.

Mnie wyszło za drugim razem....

I przysięgam, ostatnia rzecz Smile. Niedawno pisałam Wam, że zmieszałam francuską glinkę z sokiem z cytryny i była super. Wczoraj zmieszałam ową glinkę z miodem i kilkoma kroplami olejku z kiełków pszenicy i również rewelacja Smile. Maseczka w ogóle nie zasychała, dlatego zero presji czasu, mnie miód nie podrażnia, wręcz goi. Po maseczce buzia mięciutka, gładziutka no miodzio Smile.

Z moich obserwacji wynika, że glinka najgorzej współgra z samą wodą... Jak dotąd każdy eksperyment udany, a w głowie mam jeszcze co najmniej dwa pomysły Wink.

Ściskam!!

Roulina Czeszę Się blog - DIY jak zrobić żel lniany? Plus odrobina wiedzy na temat pielęgnacji włosów metodą CG (Curly Girl) starszy post nowszy post
comments powered by Disqus

Komentarze Facebooka: