Recenzja „Balea Professional More Blond Aufhellungs Spray”.
Witam Was Kochani,
o dzisiejszej recenzji myślałam za każdym razem, gdy aplikowałam produkt na włosy... Rozjaśnianie jest dość trudnym tematem, szczególnie wśród włosomaniaczek. Niby chcemy (oczywiście nie wszystkie - nie mam na myśli brunetek i szatynek, których kolor włosów uwielbiam!! Szczególnie ciemny, zimny brąz...) żeby były jaśniejsze, ale naturalne, niby chcemy dużej zmiany, ale bez chemii, no i żeby było równo... Bardzo trudno jest to wszystko pogodzić, a nawet pokuszę się o stwierdzenie, że jest to niemożliwe. Nawet jeśli włosy nam rozjaśni samo słońce, to końcowy efekt może u niektórych wyjść jak po użyciu chemicznych środków i gdy tylko słońce przestanie działać intensywnie pojawia się najzwyklejszy w świeci odrost – tak jest właśnie u mnie. Może się też tak stać, że naturalnie rozjaśnione włosy zżółkną... Przy żółknięciu (napomknę jedynie) nawilżamy, odbudowujemy i ewentualnie ochładzamy kolor płukanką.
O naturalnym rozjaśnianiu pisałam wielokrotnie, dziś będzie o rozjaśnianiu chemicznym, ale bardzo delikatnym.
Bohaterem dzisiejszego „odcinka” jest:
„Balea Professional More Blond Aufhellungs Spray”.
Na rynku dostępnych jest kilka produktów tego typu. Osobiście używałam poza "Baleą" „Joanny” bardzo, bardzo dawno temu:
Niniejszy post nie dotyczy powyższego rozjaśniacza, ale używałam go, zużyłam kilka opakowań i efekt jest porównywalny do „Balei More Blond Spray”. Dlatego jeśli nie macie dostępu do drogerii „DM” czy „Allegro”, a chcecie posprejować „wodą utlenioną” włosy, to warto się rozejrzeć za informacjami na temat psikacza od „Joanny”.
Kupując moją „Baleę” wahałam się między nią, a „Johnem Frieda Sheer Blonde”, który za granicą kosztuje 5 euro, a u nas ponad 50 zł (…!). Nie cena więc zdecydowała o „Balei”, a skałd, który uznałam za wartościowszy.
Wszystkie tego typu spreje mają na drugim miejscu „Hydroden Peroxide”, czyli wodę utlenioną. Dlatego patrzymy co jest dalej i jak - działanie tej wody w teorii - mogą złagodzić dalsze składniki...
Skład „Balea” sprej:
Aqua • Hydrogen Peroxide • Panthenol • Cetrimonium Chloride • Phytantriol • Vp/Va Copolymer • Cocoglucoside • Parfum • Chamomilla Recutita Flower Extract • Glycerin •Citrus Limon Peel Extract • Salicylic Acid • Laurtrimonium Chloride • Disodium Edta •Limonene • Alpha-Isomethyl Ionone.
Analiza dostępna TU. A jakby ktoś chciał porównać z „Johnem” to TU jest jego spray na KWC.
Zanim napiszę co myślę o rozjaśniaczu „Balei” muszę zaznaczyć, że równolegle do stosowania spreju używałam naturalne metody rozjaśniania.
Dobra! To zaczynamy.
Mój wyjściowy kolor włosów:
Stosowanie:
Na początku psikałam po myciu włosów, gdy tylko na niebie pojawiło się słońce. Nie wiem jaką magią czarną, białą, - a najpewniej złotą -włada ten produkt, ale za każdym razem (każdym!), gdy go użyłam, po paru minutach pojawiały się chmury (nawet na bezchmurnym - w momencie psikania włosów - niebie) – to taka ciekawostka.. . Starałam się psikać tylko to, co chciałam rozjaśnić, czyli ten obszar:
Nie mogłam się jednak powstrzymać przed psiknięciem parę razy końców – efekt: „rozdwojone, suche końcówki, które trzeba podcinać” cytując Panią Martę. Tak więc podcięłam włosy i unikałam aplikowania produktu na końcówki. Do tego stopnia, że po prostu wiązałam włosy i chowałam kitkę do przodu – wystarczyło.
Włosy po zastosowaniu psikacza są zmierzwione, a jeśli je rozczesałam to przylizane. Tak więc albo psiknąć i nie ruszać (tylko palcami rozprowadzić), albo jak chcemy - ale wówczas raczej stosując preparat z dala od oka ludzkiego. Chyba, że bardzo dobrze znosimy słowa krytyki.
Uwaga: Słońce wzmaga efekt (ale bez szału... Efekt też wzmaga suszarka i prostownica - generalnie ciepło)
Z czasem zmieniłam moją metodę i psikałam włosy po olejowaniu. Wydaje mi się, że ten sposób jest dla mnie najlepszy. Włosy delikatnie pojaśniały, a ich kondycja nie pogorszyła się. Uważam, że niezbędne jest wzmożone nawilżenie i regeneracja włosów podczas zabiegów rozjaśniania włosów.
Ponadto robiąc maskę bananową, (która chyba najsilniej rozjaśnia moje włosy) dodałam raz do niej także trochę spreju od „Balei”.
Ostatnio robiłam ją z tych produktów:
Tak więc można go używać na wiele sposobów – grunt, aby robić to w towarzystwie masek, odżywek lub olejów i tak zadziała... Takie jest moje zdanie.
Zużyłam prawie całe opakowanie, zostało niewiele przy dnie i nadal nie mam w 100% wyrobionej opinii, ale nie jest to minus, a raczej plus gdyż po tak długim stosowaniu nie mogę z przekonaniem wypowiedzieć się źle na jego temat. Z zachwytem jestem ostrożna, ale nie jest to nadzwyczajna reakcja – w końcu to chemiczne rozjaśnianie.
Jakie dał efekty?
Może na początek zdjęcie:
A teraz parę słów:
-Efekt jest delikatny, po jednorazowym „zabiegu” nie ma żadnych śladów.
-Po kilku „zabiegach” widoczne są jaśniejsze pasma wyglądające naturalnie.
-Stosując „psikacz” i nie dbając bardziej niż zwykle o włosy mogą się szybciej zniszczyć niż rozjaśnić.
-Rozjaśnione włosy mogą zżółknąć.
-Pojawi się odrost. Jednak nie większy niż ten, który pojawia się u blondynek jesienią/zimą na skótek rozjaśniea włosów latem przez słońce.
-Na naturalnych włosach efekt jest bardzo zbliżony do rozjaśnienia słońcem.
-Na włosach farbowanych efekt jest zbliżony do położenia na nie jasnej farby.
-Uzyskany efekt zależy od wyjściowego koloru włosów.
-Bardzo podoba mi się efekt na włosach blond, na ciemnych może wyjść rudo (nie mówię, że nieładnie).
-Nie rozjaśniamy w żaden sposób włosów potraktowanych indygo – nigdy.
-Zasady są po to, (jak widać) żeby je łamać bo tak oto wiecie przecież, że moje włosy są po hennie z indygo... Jednak moje ziołowe farbowanie odbyło się rok temu..
-Dużym plusem jest to, że produkt działa powolutku i delikatnie dlatego można kontrolować efekt.
Komu polecam:
-Polecam bardzo ostrożnie, ale jeśli już to osobom, które marzą o jaśniejszych włosach przy jak najmniejszej ingerencji we włosy ze szkodą dla nich, ale chcących jednak widzieć obiektywny, a nie tylko subiektywny efekt.
-Raczej włosom blond, choć widziałam w sieci włosy w kolorze ciemny brąz potraktowane tym „szprejem” i wyszło bardzo ładnie. Jeśli komuś pasuje średni brąz z rudym blaskiem.
-Osobom cierpliwym i realistom.
Komu nie polecam:
-Ortodoksyjnym włosomaniaczkom (było nie było produkt niszczy włosy).
-Osobom o bardzo ciemnych włosach (trzeba by zużyć dużo, dużo produktu, a i tak efekt mógłby nie być zadowalający. Uważam, że w takim wypadku mniej inwazyjna będzie jednorazowa kąpiel rozjaśniająca – ale może mi się tylko wydawać bo kąpieli rozjaśniającej jeszcze nie próbowałam nigdy).
-Osobom po niedawnym farbowaniu włosów ziołami lub ziołami z chemią.
-Osobom z bardzo chłodnym blondem (przy rozjaśnianiu zawsze może zaistnieć zżółcenie).
-Osobom niecierpliwym i o wygórowanych oczekiwaniach (lepiej jest na wstępnie założyć, że efekt będzie delikatny i się miło zaskoczyć niż oczekiwać cudów, a potem mieć żal czy pretensje).
Podsumowując:
Ilość zużytych opakowań – jedno całe.
Częstotliwość stosowania – ok raz w tygodniu.
Zniszczenia – tylko na początku końcówki. Po zmianie metody aplikacji zero zniszczeń.
Zżółcenie włosów – łatwe do opanowania.
Poziom zadowolenia – wysoki.
Czy wrócę do produktu? - tak. Nawet już mam nowe opakowanie, jednak zacznę go używać raczej po lecie. Producent i zdrowy rozsądek zaleca odpoczynek od "sprejowania".
Porównanie włosów "Przed" i "Po":
(KLIK) w obrazek aby powiększyć
Trzeba pamiętać, że zdjęcie po lewej (przed) jest w pomieszczeniu, a po prawej (po) na powietrzu, jednak mimo to myślę, że jest znaczna różnica - aczkolwiek bardzo naturalna.
PS
Niniejszy post jest moją subiektywną oceną produktu. Nikogo nie namawiam, nie zachęcam, nie kuszę i nie biorę odpowiedzialności za ewentualne efekty na innych włosach niż moje.
Pozdrawiam serdecznie.