Mój idealny płyn micelarny... Recenzja "Bielenda Esencja Młodości"
Cześć Wszystkim,
od dawien dawna w blogowej sferze kosmetycznej królują płyny micelarne. Używa się ich w celu oczyszczenia twarzy z makijażu, sebum, kurzu oraz wszelkich innych zabrudzeń. W odróżnieniu od mleczka oraz płynów dwufazowych nie pozostawiają one na skórze tak nielubianego przez niektórych filmu. Dobrze dobrany płyn micelarny nie podrażnia, nie wysusza i nie narusza bariery hydrolipidowej skóry. Nawilża i myje. Ponieważ moja skóra na twarzy jest mocno skomplikowana z entuzjazmem podeszłam do takiego cudaka. W sieciowych chaszczach głównie obił mi się o oczy ten kosmetyk:
dostępny w „Biedronce” za około 5 zł. Był dostępny... Gdyż już - z tego co mi wiadomo został wycofany. Ujrzawszy go, chwyciłam dwie ostatnie flaszki w dłoń i udałam się czym prędzej do kasy. Po drodze kuknęłam na skład, który nieco ochłodził mój entuzjazm. W konsekwencji odniosłam jeden egzemplarz na miejsce obawiając się o reakcję mojej skóry.
Skład „biedronkowego” płynu micelarnego wygląda tak:
Aqua, Poloxamer 184, Disodium Cocoamphodiacetate, Propylene Glycol, Polysorbate 20, Panthenol, Peat Extract, Malva Sylvestris Flower Extract, Sodium Chloride, Disodium EDTA, Sodium Citrate, Citric Acid, Parfum, Methylparaben, Propylparaben, Methylisothiazolinone.
Nie jestem ekspertem, jeśli chodzi o analizę tego typu kosmetyków, ale w oczy mi się rzucił silny konserwant, dwa parabeny, glikol propylenowy (który może podrażniać), EDTA (niepolecana kobietom w ciąży) i sól (może wysuszać i podrażniać). Okazuje się, że środek powierzchniowo czynny, znajdujący się na drugiej pozycji także jest bardzo silny. Reszta maluje się bezpiecznie mamy panthenol i ekstrakty.
Nie przeanalizowałam jednak składu przed użyciem płynu, nie dlatego żeby się nie sugerować, ale dlatego, że jestem „w gorącej wodzie kąpana” i zawsze wszystko muszę „już, teraz, tu!”... A potem są tego skutki... Płynowi dałam szansę cztery razy, za każdym razem efekt był identyczny – reakcja alergiczna. Moje oczy należą do tych, które są szalenie wrażliwe – zmorą jest nawet niewielkie światło słoneczne, praktycznie każdy tusz je podrażnia, a makijaż (ogólnie twarzy) nie mogę nosić dłużej niż 8 godzin... Tak wygląda materiał, na którym testowałam owy płyn.
Prawdopodobnie podrażniły mnie parabeny lub silny konserwant... Podrażnione zostały oczy, które bardzo piekły i długo po zastosowaniu płynu były zamglone. Skóra się zbuntowała i manifestując focha stworzyła małe wypryski... Nie polubiłam się (chyba jako jedyna blogerka) z tym płynem. Staram się jednak, aby nie wyrzucać pieniędzy i muszę powiedzieć, że doskonale sprawdza się jako płyn do mycia pędzli.
Nie zniechęciło mnie to jednak to tego typu kosmetyków. Jak to mówią co cię nie zabije to cię wzmocni. Bogatsza o wiedzę i znająca wymagania stawiane przez siebie danemu płynowi, rozpoczęłam poszukiwanie cudownego płynu...
Ustrzeliłam „Bielendę”, której kosmetyki doskonale wpływają na moją buzię. Jestem osobą, która bardzo często zmienia mazidła. W zasadzie na palcach jednej ręki mogę policzyć produkty, do których powróciłam. Dlatego w tym miejscu muszę wspomnieć o moim kremie:
i serum,
których zużyłam już naprawdę sporo i zawsze do nich wracam. Serum ma w składzie SLS, Glikol Propylenowy, „EDTE” i dwa silne konserwanty. Jednak jest on spłukiwany wodą i stosowany dwa, góra trzy razy w tygodniu - chyba dlatego nie robi mojej skórze kuku. Płynu micelarnego nie zmywamy już wodą. Serum ma skrajnie różne opinie, dlatego tak ważne jest poznanie swojej skóry i jej potrzeb – ja piszę tylko o tym, co dla mnie jest wartościowe, natomiast nie jest powiedziane niestety, że u Was się sprawdzi.
Jest jeszcze płyn dwufazowy, do którego także wracam. Moje oczy go lubią, jednak ze względu na „oleistosć” nie nadaje się do oczyszczania twarzy (metoda „OMC” -przy pomocy oczywiście innych olejków- nie sprawdziła się u mnie na całej linii), z resztą nie takie jest jego przeznaczenie...
Szukając więc „czyściciela uniwersalnego” wracam do płynu micelarnego – oto mój płyn:
Skład:
Aqua, Glycerin, Sodium Cocoamphoacetate, Niacinamide, Arginine PCA, Sodium Hyaluronate, Argania Spinosa Sprout Cell Extract, Urea, Sodium Lactate, Allantoin, Lactic Acid, Isomalt, Lecithin, Polysorbate 20, Disodium EDTA, Phenoxyethanol, Ethylhexylglycerin, DMDM Hydantoin, Sodium Benzoate, Parfum (Fragrance), Butylphenyl Methylpropionol, Linalool.
Na początku mamy glicerynę, potem środek powierzchniowo czynny, który jest bezpieczny, wysoko witamina B3, która wyrównuje niedoskonałości skóry wywołane trądzikiem i matuje błyszczącą cerę. Dalej substancje nawilżające, w tym komórki macierzyste z drzewa arganowego oraz hialuronian sodu, Alantoinę, która działa przeciw alergicznie, dalej substancja ściagająca i kolejne nawilżacze. Jeszcze jeden delikatny środek powierzchniowo czynny, EDTA, dwa konserwanty (jeden silny!) i trzy substancje zapachowe.
Mnie się skład podoba, moim oczom i skórze też .
Na „KWC” w opisie jest informacja, że płyn ten jest 30+, nie wiem czemu bo na opakowaniu nigdzie takiej informacji nie mogę znaleźć. Tak czy siak ja 30-tki jeszcze nie mam, ale sprawdza się u mnie świetnie. Opakowanie natomiast informuje o tym, że jest do produkt do cery mieszanej i wrażliwej. Do jakiej moja cera jak najbardziej się zalicza.
Podsumowując: zmywa makijaż (mój – a ja nosze delikatny), nie zostawia filmu, nie podrażnia, nie ściąga skóry, nie wysusza, nawilża i odświeża.
Kupiłam go w drogerii „Natura” za 8 zł z groszami. W „rossmannie” Pani powiedziała, że go nie mają w ogóle w ofercie – jakby kto pytał.
Mam jeszcze jedną „ciekawostkę”. Mianowicie zobaczcie jak „Tangle Teezer” poradziła sobie ze sztywnymi, zmierzwionymi, sztucznymi włosami lalki... Przyznam, że mnie zaskoczyła.
Końcówki po tej przygodzie jak widać do podcięcia
A Wy macie kosmetyki do których wracacie??
Pozdrawiam serdecznie!