Różności

14LUT2013

Valentine's day disaster...

Witam,

czerwony lakier do paznokci? Ulubiony, szczególnie u stóp, cały rok. Czerwona bielizna? Od czasu do czasu, tylko koronkowa. Czerwone usta? Nie moje. Walentynki? Eee... nie dziękuję.

Zaliczyliśmy półmetek lutego, a co za tym idzie sezonowy szał na udowadniania swoich uczuć uważam za otwarty... Wierzcie mi, wiem z doświadczenia zawodowego, że jest to istne wariactwo... Czasem nie mające nic wspólnego z rozsądkiem Smile, ale czy miłość ma?? Czy można oczekiwać od zakochanych odrobiny racjonalizmu i trzeźwego spojrzenia, kiedy dla nich świat się kręci dużo szybciej, serce łupie tak, że całe ciało drży w momencie gdy „Kochanie” pojawia się w zasięgu wzroku, nogi miękną, tchu brakuje, ciarki po całym ciele przechodzą jak stada mrówek, a mięśnie mimiczne krzywią się na kształt błogiego uśmiechu, którego nijak nie potrafimy uspokoić Smile. Kocham ten stan, kocham być zakochaną – ale co to ma wspólnego z 14 lutym?

Nie jestem romantyczką, może gdzieś tam jest ukryty mikroskopijny skrzat za nią odpowiedzialny i czai się, aby zaatakować w najmniej odpowiednim momencie. Natomiast generalnie tyle we mnie romantyzmu, co w piecu kaflowym. Ciągle też uczę się przyjmować z godnością komplementy... Prezentów też nie lubię od każdego, ponieważ obligują one do pewnego, mniej lub bardziej oczekiwanego zachowania. Choćby radości. Nie mam tu na myśli relacji w związku z facetem. Nie zrozum mnie źle, potrafię dziękować, potrafię dawać, potrafię być wdzięczną, potrafię się cieszyć i ogromnie doceniam najmniejsze gesty. Natomiast zostałam obdarzona umiejętnością rozpoznawania intencji Smile.

Jak to jest z tymi Walentynkami... Nie będę ukrywać, że nie jest to moje ulubione święto i przewyższa je nawet Dzień Rozrzutności (31 październik). Dlaczego? Ponieważ jest z nim trochę tak, jak z konkursem piękności. Poszczęściło nam się w życiu, fajnie ale nie jest to powód, aby paradować z przyklejonym uśmiechem zerkając to tu, to tam czy przypadkiem związek pani obok nie jest bardziej szczęśliwy w tym jakże ważnym dla nas dniu.

Nie zawsze było tak, że walentynki nie wzbudzały fal w moim rozkochanym sercu... Oczywiście winę za ten stoicki spokój na oceanie moich uczuć ponoszą mężczyźni – jak za wszystko zresztą przecież Laughing. Jako młode bardzo, jeszcze naiwne dziewczę oczami wyobraźni widziałam siebie w roli Claire Danes z „Romea i Julii”. Wtedy właśnie tworzyły się w głowie mojej scenariusze, które po bezlitosnym zderzeniu się z realnością, doprowadziły do upadku celebracji niniejszego święta.

Ponieważ każda kobieta wyobraźnię ma, a skoro ma to jej używa - ja wymyśliłam jak walentynki powinny wyglądać. W szaleństwie moich myśli wykluł się idiotyczny w swoim założeniu pomysł, że facet powinien o walentynkach pamiętać. Teraz jak o tym myślę to bardzo mnie to śmieszy, natomiast kiedyś wydawało mi się, że jest to ważne, a dlaczego? Bo uwierzyłam komercyjnym firmom, które chciały na mojej naiwności zarobić, ale po kolei. Nie jest niespodzianką, że żaden facet nie przykładał do tego większej wagi. Zdarzyło się nie raz, że moja piękna walentynka wybierana z wypiekami na twarzy, z wymyślonym osobiście (dawno dawno temu, kiedy internet nie gościł w każdym domu, mała dziewczynka nie mogła nic wyguglować...wyobrażasz sobie to ? Smile) przepięknie i dogłębnie trafnym tekstem, spotkała się z wyjątkowo twardym gruntem, w postaci „ajajaj... a ja zapomniałem” plus czarujący uśmiech. Ale dziewczynie w takiej chwili ten uśmiech nie wystarczy, wymyśliła sobie to zupełnie inaczej i teraz nic nie ukoi jej żalu, jedynie kolejna walentynka, której siła zmyje zeszłoroczny ból, o którym dziewczyna pamiętała cały długi rok. Pech jest wtedy, gdy usłyszy znowu „ajajaj....” Żeby nie było, że tylko narzekam – mam jedną, albo dwie walentynki z również niewyguglowanym, dogłębnie trafnym tekstem. Ciesze się, że je mam, gdy będę miała 79 lat, to siądziemy z przyjaciółką i z naszych kufrów ze wspomnieniami wygrzebiemy je, i śliniąc się już pewnie przez szczerbate zęby, będziemy się trzęsły ze śmiechu wspominając szalone porywy serc młodych, a nasi mężczyźni poklepią nas z pobłażaniem po ramieniu – może właśnie do tego służą walentynki...? Choc w moim kufsze jest absolutnie wszystko Laughing


Jak pewnie doskonale wiecie, marzenia i nadzieje różnią się od tego co spotyka nas w realnym świecie, szczególnie kiedy nie wypowiadamy dokładnie swoich życzeń i pragnień. A to tylko polowa walentynkowych porażek... Jest druga strona medalu mianowicie osoby samotne. Nie mam tu na myśli singli, którzy z założenia nie chcą być w związku, ale takie osoby które by chciały, tylko jakoś nie po drodze jest im się spotkać z tą duszą, która razem z nimi spadała z nieba... (Platonem polecę, żeby nie było, że tylko włosy i włosy... Laughing).

Tak więc czy zastanawialiście się drodzy szczęśliwie zakochani jak to jest kiedy trzeba patrzeć na Wasze/nasze wielkie uczucie, celebrowane na każdym kroku w postaci milionów serduszek, baloników, cukiereczków i ciasteczek..? Żeby chociaz było równie celebrowane święto osób szukających Smile, żeby w ogóle było... Choć pewnie wkrótce byłoby tak samo bojkotowane jak i te nieszczęsne walentynki.

Dlatego do walentynek mam taki stosunek jaki mam Smile, ale tego dnia także u mnie w domu jest świątecznie, a to za sprawą imienin naszej córeczki Smile. Czy może być lepszy prezent na walentynki niż uśmiech jej i mojego męża do mnie Smile. A kiedy takie prezenty są co dzień, to żadnych walentynek nie potrzeba Laughing

Kochani życzę Wam dużo uśmiechu, szczęśliwie zakochani trwajcie w uczuciu, a szukający odnajdujcie się i także bądźcie szczęśliwi. Singlom też dziś życzę szczęścia i nieulegania presji Smile.

(wszystkie obrazki umieszczone w tym poście pochodzą z google)

PS
zostałam zobligowana do pierwszego w życiu sprostowania co niniejszym czynię Smile - oświadczam zatem, że mąż mój nigdy o walentynkach nie zapomniał Laughing.

Ściskam Was nie bardziej i nie mniej, niż każdego innego dnia w roku Wink

Roulina Czeszę Się blog - Valentine's day disaster... starszy post nowszy post
comments powered by Disqus

Komentarze Facebooka: