Ósma aktualizacja włosów oraz moja pielęgnacja
Cześć Wszystkim,
okazuje się, że nie tylko zaskoczyć potrafi zima drogowców, ale także może to zrobić początek miesiąca z Rouliną... Przez ostatnie dni byłam tak zajęta, że zupełnie nie zauważyłam mijającego miesiąca. Mimo tego, że najpierw świętowałam „Dzień Matki”, a potem „Dzień Dziecka” jakoś nie powiązałam dat tych świąt ze zbliżającym się końcem miesiąca. Dzisiejsza aktualizacja to zupełny spontan, zero przygotowania i przemyśleń, czyli w sumie tak, jak najbardziej lubię. No to zaczynamy.
Na początku może warto przypomnieć co było na głowie w miesiącu maju. Prawie cały zeszły miesiąc byłam poza moim miejscem zamieszkania, co wpłynęło na ograniczenie do minimum mojej pielęgnacji włosów. Zmiana wody również dała im się we znaki, miałam spory problem z rozczesaniem włosów tuż przy nasadzie i generalnie męczyło mnie ich przesuszenie. Szybciutko jednak po zdiagnozowanym problemie nawilżyłam włosy, o czym możecie przeczytać TU i było zdecydowanie lepiej. Włosy od razu nabrały blasku, witalności i sprężystości.
Dziś zabierając się za trzaśnięcie fotki na początek czerwca zauważyłam, że moje końce żyją już własnym życiem. Mimo tego, że bardzo regularnie je podcinam, kształt fryzury -jakby to ująć- się rozjechał . Stało się tak dlatego, że wycinam pojedyncze włosy, te które się popsuły. Do tego włosy rosną z różną szybkością i dlatego w efekcie zastałam na głowie taki oto widok:
Niewiele się zastanawiając chwyciłam w dłoń nożyczki i popracowałam z włosami. Jak już wspomniałam aktualizacja była dla mnie zaskoczeniem, dlatego obcinałam włosy takie jakie akurat zastałam, a były one rozczesane z końcówkami zabezpieczonymi serum. Takie włosy są niewiarygodnie śliskie, wysmykują się z każdego spięcia, a ponieważ obcinam włosy na sucho (aby mieć nad nimi kontrolę absolutną) podpinanie warstw włosów było nieco uciążliwe. Jedyną „żabką”, która się do tego nadała jest ta:
Generalnie nie polecam tych „klipsów” nikomu. Niewiarygodnie mierzwią falowane włosy, potrafią też je wyrwać. Jednak na śliskich włosach spisały się zawodowo.
Do podcinania włosów używamy tylko i wyłącznie bardzo ostrych nożyczek i najlepiej (a nawet koniecznie) takich, którymi ścinamy tylko i wyłącznie włosy.
Ostania istotna sprawa - trzeba bardzo uważać, aby nie upadły na podłogę oraz należy je czyścić najlepiej wacikiem zwilżonym spirytusem. To są moje zasady obcinania włosów w dużym skrócie, temat jednak pokrywa się z tym jaki ostatnio na swoim blogu poruszyła BHC, a ponieważ zgadzam się z tym co napisała oraz lubię czytać jej posty polecam zajrzeć, jeśli kogoś interesuje samodzielne podcinanie końcówek.
Efekt jaki udało mi się uzyskać podcinając końcówki biegusiem mnie zadowala.
Końce wyglądają jakby były trochę przesuszone, jednak w rzeczywistości nie są. Jest to wina kąta padania światła (już było późno i jest to światło sztuczne). Dodatkowo na wakacjach posialiśmy nasz aparat i teraz musimy robić fotki na gorszym obiektywie – nad czym osobiście ubolewam ponieważ nie jestem zawodowym fotografem i więcej czasu zajmuje mi zrobienie w miarę dobrego zdjęcia -ale to tak na marginesie.
Jak widać włosy mimo kilkukrotnego rozczesania i zastosowania serum wygładzającego, bliżej skóry głowy falują. Wybitnie też ulegają odkształceniom nawet będąc związanymi tylko przez kilka minut... Falowana natura chyba coraz bardziej daje znać o sobie...
Edit 06 02 2014
- nie polecam, a nawet odradzam zakup nożyczek, które przedstawiłam na zdjęciu powyżej.
Wracając do aktualizacji. Miesiąc maj zdecydowanie należał do firmy „Balea”. Zakochałam się prawie we wszystkich produktach jakie używałam. O jednej wpadce napiszę przy najbliższej okazji..
Moje olejowanie w maju należało do olejku migdałowo-arganowego alwerde:
Jest fantastyczny, jednak ponieważ od jakiegoś czasu daję na włosy większą ilość oleju, szybko zużyłam prawie całe opakowanie. Reszteczkę zostawiłam więc na odżywianie samych końcówek po kropelce. Przy najbliższej okazji zakupów w drogerii „DM” na pewno się w niego zaopatrzę ponownie. Poza powyższym olejkiem używałam także oliwy z oliwek, a czerwiec będzie lniany .
Ulubione majowe produkty to na pewno „blond seria” od „Balei”,
bardzo polubiłam też szampon delikatny „Sante”
oraz odżywkę i maskę (także”Balea”), z czego odżywkę stosuję bez spłukiwania.
Odżywka
Maska
Końcem maja wróciłam do „Jantara”, który doskonale działa na skórę mojej głowy, stymulując młode włoski do rośnięcia na potęgę. Nie używam go jednak co wieczór, tak jak powinnam – gdyż próbowałam to robić przez ostatnie chyba 3 miesiące i nic z tego nie wyszło. Dlatego aplikuję go pipetą bezpośrednio na skalp przed olejowaniem włosów. Nie wiem czy tak stosowany przyniesie zamierzony skutek – mam nadzieję, że tak.
Właśnie z powodu trudności dotrzymania postanowień, zamiast sobie kazać zachęcam siebie oraz Was do tego, aby miesiąc czerwiec był miesiącem „wlewania w siebie witamin”. Wiem, że jeśli napiszę, że zamierzam „to i to”, to nic z tego nie będzie dlatego jedynie napomknę, że wróciłam do pietruszkowego soku oraz zamierzam pić w czerwcu napar z pokrzywy. Może także spróbuję wierzbownicę drobnokwiatową (choć ciągle się do niej nie mogę przemóc, gdyż raczej polecana jest panom..),
a także jak najwięcej spożywać witamin, najlepiej zawartych w sokach własnej produkcji. Co z tego będzie zobaczymy, w każdym razie bez ciśnienia zachęcam, gdyż wiosną włosy bardziej lecą co jest genialnym pretekstem do tego, aby zwiększyć porcję naturalnych witamin.
To chyba będzie tyle na dziś. Dziękuję Wam Kochani za ciepłe słowa w mailach i komentarzach, za to, że nie zapomnieliście o mnie, gdy byłam na wakacjach i w ogóle za to, że chce Wam się czytać moje pitolenie. Dziękuję za miniony miesiąc i zapraszam do nowego, mam nadzieję słonecznego i gorącego czerwca.
Pozdrawiam serdecznie.