Czwarta aktualizacja włosów i moja pielęgnacja
Witam,
„idzie luty, pudkuj buty” chórem przywitały polskie blogerki początek miesiąca, więc i ja nie będę inna . Nadszedł czas kolejnej aktualizacji, niewtajemniczonym wyjaśniam, iż mój blog jest o wszystkim, co wydaje mi się ciekawe. Natomiast powstał po to, aby motywować mnie i (jak się okazało z Waszych licznych maili) Was do dbania o włosy. A więc jest to już czwarta aktualizacja, jeśli interesuje Was trzecia TU ją znajdziecie.
Każdy miesiąc niesie ze sobą obawę, czy dobór pielęgnacji wyjdzie włosom na dobre, czy będzie to krok przód, czy dwa w tył... Mimo, że podstawa jest wciąż ta sama, gdyż uważam, że nie ma sensu poprawiać tego co jest dobre, to cały miesiąc eksperymentuję dosłownie ze wszystkim i koniec końców nie wiadomo jak wyjdzie w porównaniu do miesiąca zeszłego. Póki co zawsze było lepiej, ale ta aktualizacja podoba mi się najbardziej . Moje włosy są dużo, dużo grubsze (wkrótce się okaże, co tak na nie zadziałało ).
W styczniu moja pielęgnacja malowała się następująco. Szampon, którego używałam to niezmiennie babydream niebieski
plus raz w tygodniu fructis.
Pielęgnacja podczas mycia włosów to „OMO” (odzywka, mycie, odżywka). Na pierwsze „O” wybrałam Avocado Treatment Wax,
a na drugie Lady Spa Mask.
Po myciu na wilgotne włosy odzywka bez spłukiwania wzbogacona keratyną
No i mój ukochany „Jantar” nadal stosowany niesystematycznie...
Przed myciem stosuję olejowanie. W styczniu olejowałam macadamią
i Sesą,
której powoli mam serdecznie dość... Sesa jest świetnym olejkiem, w zasadzie nie jest to produkt kosmetyczny, a ajurwedyjskie lekarstwo, zapobiegające wypadaniu włosów, wspomagające odżywianie itd. Pierwsza Sesa jaką kupiłam miała 90ml i była świetna, tak świetna że następny nabytek miał już 180ml. Pech, albo czyjeś zaniedbanie sprawiło, że w olejku mam pełno drobinek, jakby piasku ale białego... Bardzo mnie to wkurza, przy każdym nakładaniu przeklinam ten zakup i choć olej jest świetny nie mogę się doczekać kiedy go skończę... Próbowałam go nawet przecedzić, ale się nie udało... Bu. To tyle gorzkich żali lecimy dalej...
W styczniu odkryłam bardzo ciekawą moc płukanek ziołowych
i choć te na jakiś czas odstawiłam, ponieważ ociepliły mi kolor włosów, to w samych płukankach jestem zakochana i w lutym będzie ich ciąg dalszy .
W styczniu zrobiłam dwie Hand Made maski na włosy i z obydwóch byłam bardzo zadowolona. Jedna była z drożdży,
a druga z awokado.
Olbrzymim odkryciem również okazała się francuska glinka
oraz w końcu dokonałam już od dawna chcianych zakupów na zrobsobiekrem.pl. Póki co opisałam działanie hydrolizowanej keratyny,
więcej czarów będzie w lutym .
Styczniowym "No1 DIY nie kosmetycznym" myślę, że był masajski naszyjnik, który to mam nadzieję, że przyniesie szczęście pewnej osobie..
Natomiast największym sukcesem jest oczywiście moja publikacja na Wizażu
To tyle . Dopijam kawę i wracam do obowiązków. Dziękuję Wam, że odwiedzaliście mnie w styczniu, przed nami nowy miesiąc, nowe eksperymenty, nowe pomysły. Mam nadzieję, że będzie Wam się podobało – zapraszam serdecznie do odwiedzin w lutym .
Pozdrawiam serdecznie.