Morderca fal wytropiony!
Hejka,
Mam go... Znalazłam winowajce mojego słabszego skrętu... Te z Was, które śledzą moje poczynania na blogu wiedzą, że coś się stało, coś zawiniło, coś się spierniczyło i fale na mojej głowie się odrobinę wyciszyły... Nie byłabym sobą, gdybym nie wykryła co zawiniło, ale po kolei...
Za oknem taka pogoda, że właściwie można na nią zwalić wszystko... Ból głowy, spadek nastroju, niezdecydowanie, rozdrażnienie, PMS no i oczywiście mniejszy skręt włosów. O ile zimy mam już tak dość, że bez wyrzutów sumienia mogę na nią zwalić wszystkie plagi egipskie, to jednak nie jest winna temu, że miałam luźniejszy skręt włosów.
Przewertowałam kilkanaście stron internetowych w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie dotyczące „odpływu” na głowie. To co znalazłam bywało zaskakujące. Okazuje się, że bardzo wiele kobiet zauważyło, że włosy rozprostowały się po tym jak zaczęły je prawidłowo pielęgnować. Były i takie głowy, które twierdziły, że po nawilżeniu włosy zmieniły się z kręconych w całkiem proste. Na moje oko jeśli jest to prawdą, to taki skręt wygląda mi na powstały w wyniku zniszczenia włosów, a co za tym idzie w momencie, gdy ich kondycja ulega poprawie wracają do swojej natury. Wówczas uważam, że lepiej jest mieć włosy - może inne niż byśmy sobie wymarzyły (czy to proste, kręcone czy falowane), ale zdrowe i odpowiednio nawilżone. Jeśli za tę cenę nam się wyprostują, czy zakręcą no to przecież świat się nie zawali, nie ma co z tym walczyć. Ten trop zainspirował mnie do przemyślenia czy nie przesadzam z ilością produktów do pielęgnacji włosów, jednak po wnikliwym przeanalizowaniu postępowania stwierdziłam, że jedynie maskę Biovax będę trzymać na włosach nieco krócej...
Czytałam też o tym, że żel lniany na włosy dobrze działa tylko na początku, potem nie podkreśla ładnie skrętu, ale przecież nie w podkreśleniu był problem, a w rodzaju fali – zresztą nie wierzę, że włosy się uodparniają na żel lniany - nie chcę wierzyć...
I tak jeszcze miałam kilka tropów mniej lub bardziej rozsądnych...
Parę dni temu myłam włosy odżywką i po tym szaleństwie musiałam - dla zdrowia psychicznego - umyć włosy szamponem z SLS... Tak się złożyło, że i przy kolejnym myciu potraktowałam je SLSem. To był powód mojego słabszego skrętu na włosach... Gdy umyłam je tradycyjnie babydreamem (który siarczanów nie posiada w składzie) rozcieńczonym z wodą, fale się ładnie zdefiniowały i wyglądały tak:
Włosy są odrobinę spuszone, winne jest zbyt małe nawilżenie – manipulacja jak widzicie działa... Przy następnym myciu nałożę maski i odżywki tak jak robię to zawsze i myślę, że w końcu będzie dobrze...
Szczerze mówiąc nie sądziłam, że jeden składnik w produkcie trzymanym na głowie przez kilkanaście sekund może mieć na wygląd włosów aż taki wpływ... To uzmysławia jak niebywale ważne jest czytanie i rozumienie składów kosmetyków, ale i żywności...
Pokażę Wam jeszcze porównianie włosów umytych szamponem, który ma składzie SLS oraz umytych szamponem, który w składzie go nie ma. Nie wiem czy będzie dla Was to taka diametralna różnica jak dla mnie (dla równowagi dodam, że mąż mój patrzył, patrzył i różnicy nie widział ), ale może Wy ją dostrzeżecie.
Na zakończenie jeszcze jedno porównanie fal, mające na celu pokazanie jak mogą się względem siebie różnić. Mając falowane włosy trzeba się pogodzić z tym, że raz są takie, a raz śmakie. Czasem jedna strona się pofaluje bardziej niż druga, czasem wierzch włosów jest ładny, a spód prawie prosty i spuszony... Fale na głowie uczą pokory i cierpliwości, ale gdy się udadzą są prawdziwą dumą ich właścicielki.
Na zdjęciu po prawej nie podcinałam końcówek.
Mam nadzieję, że może komuś ten wpis się przyda, mnie ta wiedza bardzo ułatwiła pielęgnację włosów. Niby taka oczywistość, a jednak się zapomina o tym, że jeśli nie ma naprawdę konieczności, nie warto sięgać po siarczany...
Pozdrawiam Was serdecznie.