My hair story

25KWI2015

Włosowa aktualizacja - kwiecień 2015

Cześć Kochani,

która kobieta wraz z nadejściem wiosny nie marzy o zmianie czegoś w swoim wyglądzie...Smile Moje myśli o tej porze roku zazwyczaj zaprząta nachalna wizja zmiany koloru włosów na ciemny, chłodny brąz (dla równowagi zimą zawsze walczę z chęcią rozjaśnianiaSmile ). W tym roku o dziwo jest całkowicie inaczej... Tej wiosny kolor moich włosów mi odpowiadaSurprised. Nie wiem jak wytłumaczyć ten fenomen bo taki stan umysłu jest mi całkowicie obcy ale no cóż – tylko się cieszyćSmile. Nie byłabym jednak 100% kobietą gdybym akceptowała swoje włosy w pełni – dlatego jeśli nie kolor no to długość, przecież coś zmianie ulec musiało...Smile

Faktem jest, że lubimy zmiany i mało która z nas potrafi całe życie przejść w jednej fryzurze z uśmiechem na twarzy. Ja uważam, że to dobrze, że trzeba być otwartym i nie przywiązywać zbytniej wagi do swoich włosów, a nawet do całego wyglądu zewnętrznego. Choć w czasach obecnych nie unikniemy oceny to i tak uważam, że to wnętrze powinno być piękne, a na zewnątrz to my powinnyśmy czuć się dobrze ze sobą, a nie próbować wciskać nasz obraz w ciasne ramy tzw "ogólnie pojętego piękna". Co zresztą wielokrotnie podkreślam pisząc blogaSmile.

Moja utrata długości włosów nie była jednak niestety spowodowana tylko kobiecą zachcianką, aczkolwiek nie ma tego złego...Wink (Kolor trochę przekłamany.. Włosy nie są siwe od połowy Laughing)

(KLIK w obrazek, aby powiększyć)

Zacznę może od tego, że jako miłośniczki włosów mamy pewną broń w ręku, z której warto skorzystać, gdy zajdzie taka potrzeba. Mianowicie interesując się własnymi włosami, przyglądając się im, znając je - możemy na podstawie obserwacji szybciej zauważyć zmiany, a nawet choroby, z którymi zmaga się nasz organizm. Tak było właśnie ze mną.

Z dnia na dzień moje włosy zaczęły wypadać bardziej niż zwykle, stały się szorstkie – zupełnie „nie moje”. Oczywiście zbagatelizowałam sytuację zwalając na przesilenie (był to przełom jesieni i zimy). Taki stan jednak utrzymywał się. Czesząc włosy, pierwszy raz w życiu odczulam co znaczą słowa „włosy lecą mi garściami”. Ciarki przechodziły mnie po plecach, gdy czułam jak dosłownie „odczepiają” się od mojej głowy – bo to nie było nawet wyrwanie... Do tak uroczego obrazka doszły włosy, które w sieci określane są jako „dystroficzne” - nie wiem, nie jestem specjalistą, aby postawić swoim włosom taką diagnozę, ale były powyginane jakby je wcześniej potraktować prądem i wychodziły z głowy bez problemu.

(KLIK w obrazek, aby powiększyć)

Było ich pełno, na całej głowie – także „baby hair”.

Pogodziłam się bardzo szybko z wizją krótkiej fryzury. Czułam, że akurat ten fakt jest absolutnie bez znaczenia.

Rozpoczęły się badania – w przypadku nagłego intensywnego wypadania włosów są one niezbędne. Powinno się wykonać morfologię, ferrytynę, badania hormonalne w tym szalenie istotne są badania tarczycowe czyli na początek TSH, atyTPO, FT3 i FT4 (jeśli spodziewasz się dziecka normy są inne – jednak w każdym wypadku to lekarz decyduje o rozpoczęciu leczenia).

Uboższa o 1,5 cm z objętości grubości kucyka i z włosami w kondycji poniżej krytyki, po konsultacji z lekarzem endokrynologiem rozpoczęłam leczenie.

Nie będę Wam pisać o sposobie leczenia bo tak jak wspomniałam dobiera go indywidualnie lekarz, z mojej strony powiem, że zwiększyłam picie wody o jakieś 150% oraz dostosowałam swój sposób żywienia do problemu jaki mnie dotknął.

Tyle tytułem wyjaśnieńSmile bo przecież post jest o pielęgnacjiSmile. Zrelacjonuję wobec tego

JAK RATOWAŁAM WŁOSY ze stanu agonii??

Jak wspomniałam przede wszystkim działałam od środka, jednak również na zewnątrz potrzebne były zdecydowane decyzje. W związku z tym ścięłam prawie wszystkie zniszczone włosy, piszę „prawie” bo u mnie chyba rzeczą niemożliwa jest posiadanie całkowicie zdrowych włosów – zawsze znajdę jakąś rozdwojoną końcówkę, połamaną czy dziwnie skręconą uważam jednak, że jest to normalne i zadowala mnie, gdy zdrowe włosy obejmują jakieś 90% (przed zdiagnozowaniem problemu na głowie, miałam wrażenie, że zdrowych włosów mam ze 40%....).

Program naprawczy wyglądał więc następująco:

1. Wyczesanie włosów, które trzymały się tylko chyba moją siłą woli...Smile Było tego bardzo dużo. Nie jest to krok jaki zaleciłabym każdemu – tylko osobom, które mają mocne nerwy i liczą się z tym, że koniec końców może trzeba będzie ściąć radykalnie włosy.

2. Podcięcie włosów łącznie 10-15 cm. Odbyło się to jednak etapami... Jestem zwolenniczką małych kroków przy podcinaniu długich włosówWink.

3. Codzienny masaż skóry głowy w celu pobudzenia krążenia – masaż ma świetny wpływ na wzrost włosów.

4. Olejowanie przed każdym myciem. Jak zwykle w sytuacji, gdy lecą mi włosy idealnym olejem dla mnie jest „Sesa”. Po kilkuminutowym masażu aplikuję olejek na skórę głowy i następnie znowu masuję kilka minut. „Sesy” używam także na długości.

5. Maski. Zależało mi na tym, aby maska działała także na skórę głowy, jedyną maską, którą stosuję w ten sposób jest „Biovax do blondu”. Dlatego też od razu pobiegłam po słoiczek - „Biovax” i „Sesa” to „lekarstwa" dla moich włosów sprawdzone i stosowane od bardzo dawna.

Potrzebowałam także coś co intensywnie nawilży moje włosy po zaistniałym armagedonie i tu postawiłam na „bambusowy matrix”, ulubioną odzywkę od „Balei” i płukanki z siemieniem

Podstawą pielęgnacji moich włosów jest nieoceniona i wszechstronna „Latte”.

6. Zabezpieczanie włosów. Każdego dnia, dwa razy dziennie rano i wieczorem silikonowym serum na końcówki. Czasem ultra minimalna kropelka czystego olejku + serum.

7. Długo się przed tym broniłam ale w sytuacji skrajnie złej kondycji włosów zdecydowałam się zrezygnować z tradycyjnego ręcznika i mokre włosy wycieram w delikatną bawełnianą koszulkę.

8. Zmieniłam szczotkę na taką, która według mnie jest najdelikatniejsza dla moich włosów – nie zrezygnowałam natomiast z suszarki.

9. Przestałam upinać włosy do snu w ciasny kok, gdyż bolała mnie skóra głowy i generalnie praktycznie cały czas nosze je rozpuszczone. Podczas snu jest to ciut niewygodne i ciągle szukam idealnego sposobu na upięcie włosów. Na ten moment testuję totalnie luźny kok upięty spinkami żabkami (matowymi tylko) – na tyle luźny, że przy mocniejszym ruchu głową sam się rozpada – póki co działa...Smile

10. Staram się nie oglądać końcówek co chwilę szukając tych niedoskonałych...

Tak oto trochę zostałam zmotywowana do skrócenia włosów i powiem Wam, że to był dobry pomysł. Co prawda wizja długości włosów, do której sobie dążyłam poszła w zapomnienieSmile, a ja przez pierwsze dwa dni troszkę ubolewałam, że jednak za krotko - to teraz mogę powiedzieć, że jest dobrze. Fryzura jest odświeżona, włosy się całkiem fajnie układają, końcówki są mocno zagęszczone i przede wszystkim na całej długości włosy zdroweSmile. Mimo, że zmiana nie dla każdego jest spektakularna (dla mnie tez nie jest... ale czy wszystko musi być spektakularne?Smile) to rysy twarzy się zmieniły i ogólnie jest tak „świeżo”Smile. Choć oczywiście wiadomo, że od momentu ostatniego cięcia znowu zapuszczam włosyLaughingrównocześnie pracując nad zagęszczeniem czupryny.

Ważna informacja.
Włosy przestały mi tak dramatycznie lecieć po miesiącu od rozpoczęcia leczenia. Oczywiście wypadają nadal, ale wygląda to całkiem inaczej..

Rezultat kuracji (wewnętrznej i zewnętrznej):

- Pozbyłam się problemu „dystroficznych” włosów (zdrowy człowiek ma ich bodajże ok 3%),

- włosy przestały wypadać,

- są nawilżone,

- miękkie,

- gładkie na całej długości.

Pisze Wam tego posta głównie dlatego, abyście miały oczy szeroko otwarte i nie bagatelizowały sygnałów jakie Wasze ciało do Was wysyła, a także po to, aby fryzury samej w sobie nie traktować zbyt poważnieWink. Szczególnie wiosną Laughing.

 

 

Pozdrawiam serdecznie i zdrówka życzęSmile

Roulina Czeszę Się blog - Włosowa aktualizacja - kwiecień 2015 starszy post nowszy post
comments powered by Disqus

Komentarze Facebooka: